Może powinienem zacząć znowu trenować?
Mieć trenera to dobra sprawa, ale mój akurat wkurwiał mnie niemiłosiernie. Jak z resztą każdy.
- To co zwykle, panie Malik? - zapytała Eve. Po tym jak wziąłem prysznic zszedłem na dół i usadowiłem się na wysokim stołku przy wysepce kuchennej, na której już czekała na mnie świeżo parzona herbata.
- Poproszę - bąknąłem, przeglądając nowe maile.
- Weźmie pan dzisiaj tabletkę?
- Nie. - Pokręciłem głową.
Jestem od tego silniejszy.
- Rozumiem, sir. - Jak zwykle, w jej głosie słyszałem rozczarowanie, ale nie dała tego po sobie poznać. Udało jej się to ukryć, no i dobrze, bo pewnie bym się wkurwił, gdybym to zobaczył.
- Jutro wyjeżdżam do Irlandii, nie wrócę na noc. Potrzebuję byś upewniła się, że Victoria będzie spała spokojnie.
- Oczywiście, sir.
- Odwiedzić ją może tylko Waliyha, albo Amber. Nikt inny. Blaise będzie osiągalny przez cały czas w razie gdyby był potrzebny.
Kobieta uśmiechnęła się i skinęła głową.
- Oczywiście, sir.
Wziąłem do ręki poniedziałkową gazetę i poczułem obecność Victorii obok mnie, gdy usiadła na stołku.
- Dobry - bąknęła cicho.
Zerknąłem na nią, by ocenić jej samopoczucie i wydawała się mieć dobrze.
- Dzień dobry - odpowiedziałem, ponownie skupiając się na gazecie.
Kątem oka widziałem, jak spuszcza wzrok, a po chwili podpiera się łokciami o blat i pochyla lekko do przodu.
- Możemy porozmawiać o..
- Ty już swoje powiedziałaś, teraz moja kolej - wyjaśniłem, kiedy Eve akurat stawiała przede mną talerz.
- Dzień dobry, Re. Chcesz coś na śniadanie? - zapytała kobieta, gdy kontynuowałem czytanie beznadziejnego artykułu o polityce, przeżuwając kęs jedzenia.
- Um, nie dziękuję. Jeszcze nie, najpierw wezmę prysznic, dziękuję. Ale naprawdę mam ochotę na chińszczyznę - odpowiedziała i usiadła twarzą do mnie, kiedy Eve opuściła kuchnię.
- Nie będziesz jadła chińszczyzny na śniadanie - bąknąłem.
- Wiem - odpowiedziała z uśmiechem, a ja nie przerywałem swojego posiłku.
- Chcę wiedzieć tylko czemu wczoraj się tak zachowywałeś i co sobie pomyślałeś, kiedy dowiedziałeś się, że jesteś bipolarny - zaczęła.
- Możemy porozmawiać o tym, kiedy wrócę z pracy? - zapytałem cicho, dojadając resztki śniadania i popijając wszystko herbatą.
Nie chcę teraz zadręczać się dodatkowymi myślami przed pójściem do biura. Wystarczająco wkurwiała mnie już wizja spotkania z Dwaynem i jego pieprzniętą córeczką, która nie wiedziała, że gdy mówię "nie", to na serio tak myślę.
Uparta suka.
Victoria skinęła głową i uśmiechnęła się lekko, ale widziałem, że był to wymuszony uśmiech.
- Cóż... - Wstałem z krzesła i złożyłem gazetę w pół, odkładając ją na blat. - Muszę iść do pracy. Widzimy się za kilka godzin. - Już miałem ją objąć, ale w porę przypomniałem sobie o mrocznej prawdzie i tym, jak nienawidzi mojego dotyku.
Chciałem pocałować jej usta, albo chociaż cmoknąć w policzek, ale nie mogłem. Victoria wyczuła moje wahanie, więc zrobiłem krok w tył.
- Kocham cię - powiedziałem cicho, czując ukłucie bólu.
Dziewczyna zmarszczyła czoło lekko skonsternowana, ale zaraz wróciła do naturalnego wyrazu twarzy.
- Ja ciebie też.
Uśmiechnąłem się połowicznie i bez najmniejszego dotyku wyszedłem z apartamentu. To było dziwne, wypełniało mnie pustką.
Nie zdawałem sobie wcześniej sprawy z tego, jak wiele bólu sprawia odrzucenie, a przez kilka ostatnich tygodni czułem tylko to.
Może to niedotykanie wyjdzie nam wszystkim na zdrowie? Kto wie?
Gdy tylko przekroczyłem próg pracy od razu spadło na mnie milion telefonów, prawie wariowałem, ale podobało mi się to. To pomagało mi odwrócić uwagę od innych rzeczy. Od 8 do 18 użeranie się z tym gównem, i mógłbyś pomyśleć, że miałbym chwilę na odpoczynek, ale nie.
Nie nazywali mnie człowiekiem sukcesu bez powodu. Harowałem jak wół, żeby być tam gdzie zamierzałem.
Odebrałem telefon tak szybko jak tylko zadzwonił.
- Malik!
- Sir, detektyw Dwayne właśnie przyjechał - odpowiedziała Leigh.
- Powinien być na 23 piętrze.
- Tak, sir. Już tam jest.
- Czemu nikt mnie nie uprzedził?! - Mój Malik Cell zaczął dzwonić, na co westchnąłem pod nosem. - Poczekaj..
Odebrałem komórkę w momencie, gdy dostrzegłem jak ktoś wchodzi do biura. Momentalnie poczułem ulgę w jakiś dziwny sposób, gdy okazało się, że to Victoria.
- Uh, witam, czy rozmawiam z panem Malikiem, czy..
- Zayn Malik. Kto mówi? - zapytałem bez ogródek.
- Proszę mi wybaczyć, nazywam się David Levin, dzwonię ze szkoły The City of London. Telefonuję w sprawie niecodziennej prośby pańskiej siostry.
Zmarszczyłem czoło.
- Safy?
- Tak. Bardzo pochlebnie się o panu wyrażała, panie Malik. Jako dyrektor szkoły chciałbym serdecznie pana zaprosić w roli naszego rzecznika na rozdanie nagród rocznikom od 2011 do 2013 w przyszłym miesiącu.
- To zaszczyt, panie Levin, ale jak chyba pan wie, jestem raczej zajętym człowiekiem. Mogę dać panu jeszcze znać w tej sprawie?
- Oczywiście, panie Malik.
- Poproszę moją asystentkę, żeby się z panem skontaktowała w celu uzyskania wszystkich szczegółów i z niecierpliwością oczekuję kolejnej rozmowy. - Rozłączyłem się wstając zza biurka i gestem ręki wskazałem Victorii, żeby poszła za mną, gdy wychodziłem z gabinetu, by porozmawiać z Leigh.
Wręczyłem jej swojego Malik Cella, a ona przyjęła go bez słowa, czekając na na dalsze rozkazy.
- Leigh, skontaktuj się z panem Levinem. Panna Greene i ja będziemy uczestniczyć w spotkaniu z Dwaynem. Dziękuję.
- Tak, sir.
- Cześć. - Uśmiechnąłem się lekko do Victorii, gdy spojrzała na mnie z dołu.
- Cześć - odpowiedziała również się uśmiechając.
Ta potrzeba dotknięcia jej budowała we mnie dość szybko, ale powstrzymałem się. Nie wiedziałem, że mogę wykazywać się tak dużą dozą samokontroli.
- Chodź, detektyw już czeka.
Jedyną drogą, by dostać się piętro docelowe była oczywiście podróż jebaną windą, która na pewno nie pomagała w panowaniu nad sobą przy Victorii.
Uwięzieni w małej, zdefiniowanej przestrzeni, z dziwnym kuszącym napięciem między nami, to coś co szczególnie utrudniało mi ignorowanie sytuacji.
Jej niewinność i spokojne zachowanie było niczym w porównaniu z jej silną obecnością. To było nie do opisania od dnia w którym ją tylko zobaczyłem.
Myślałem sobie nawet czasami, że gdyby nie to, że została wykorzystana seksualnie byłaby na pewno jedną z najlepszych domin, jak i zarówno najgorszym koszmarem swoich uległych, w najlepszym znaczeniu tego słowa.
- Nie przygryzaj wargi, skarbie. - Uśmiechnąłem się pod nosem i spuściłem wzrok na swoje buty, tylko po to by zerknąć na nią chwilę później. Stała zarumieniona i próbowała powstrzymać nieśmiały uśmiech.
Drzwi w końcu rozsunęły się przed nami, więc wyszliśmy na korytarz, kierując się w stronę sali konferencyjnej gdzie czekali już na nas Panna Zdesperowana i jej ojciec. Uścisnęliśmy sobie dłonie na przywitanie, ale gdy przyszło do mnie i do Kayli nawet zbytnio na siebie nie spojrzeliśmy.
- Victorio, miło znowu cię widzieć - zaczął Dwayne, usadawiając się na jednym z krzeseł.
Zerknąłem na blat stołu na którym ułożone zostały jakieś papiery. Kopii było dziesięć, więc stałem się jeszcze bardziej podejrzliwy.
- Spodziewamy się jeszcze kogoś? - zapytałem, unosząc brew.
- Tak, właściwie tak. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko.
Zmrużyłem oczy uważnie mu się przyglądając.
- Czy to naprawdę konieczne?
Kayla uśmiechnęła się w pożałowaniu i fuknęła pod nosem.
- Bardzo konieczne, Zayn - odparł Dwayne. - Na ostatnim spotkaniu doszliśmy do jednej rzeczy. Większość ofiar ze zdjęć okazało się utrzymywać z tobą relacje seksualne. No, oprócz Waliyhii, Eleny i naszej najnowszej ofiary, Tailii.
Przytaknąłem i próbowałem nawiązać kontakt wzrokowy z Victorią, ale nawet na mnie nie patrzyła.
Była zdenerwowana, widziałem to.
- Od momentu naszego ostatniego spotkania, razem z Kaylą odnaleźliśmy wszystkie ofiary Devona i zaprosiliśmy je tuta..
- Nie powinieneś najpierw zapytać mnie o zdanie, zanim wmieszałeś w to innych ludzi?! - Zgromiłem go wzrokiem.
- Ci inni ludzie, to ofiary. Powinny tu być nawet bardziej niż ty - wtrąciła Kayla, na co od razu rzuciłem jej niezbyt przyjazne spojrzenie.
- Powinny już tu być. Kayla, skarbie, mogłabyś sprawdzić?
- Jasne, tato. - Wstała ze swojego miejsca i w ciszy wyszła z pomieszczenia.
- Nie rozumiem czemu akurat wszystkie muszą tu być w tym samym czasie!
- A czemu nie? Gdyby nie ty, w ogóle nie musiałby przez to przechodzić...
Gdyby nie ja?! Co do chuja! Ja pierdolę. Tu nie chodzi o jakichś zwykłych ludzi, tylko wszystkie moje byłe uległe.
- Jaja sobie, kurwa, robisz?!
- Nie ma się co denerwować. Przy okazji, Victorii dobrze zrobi, kiedy je pozna.
Westchnąłem rozdrażniony, a serce zaczęło walić mi jak oszalałe, kiedy drzwi do sali otworzyły się.
I wszyscy zastanawiają się, czemu tak nie lubię niespodzianek.
Osz, kurwa. No to jedziemy...
Kayla weszła jako pierwsza, za nią Megan, Stephanie, Abigail, Tayna, Laurell, Stacey, Toni i tak dalej. Wszystkie.
Włączając w to jedyną w swoim rodzaju, Emmę Donaldson.
Każda z brunetek usiadła przy stole, wlepiając we mnie swój wzrok.
Przez chwilę zerkały na siebie, a ja obserwując je wszystkie siedzące obok siebie zdałem sobie sprawę z tego, jak bardzo są podobne.
- Bardzo się cieszę, że wszystkim wam udało się dotrzeć, dziękuję - zaczął detektyw, a ja z lękiem oczekiwałem każdej kolejnej minuty tego spotkania.
***
Prawie wystrzeliłem z fotela, kiedy okazało się, że spotkanie dobiegło końca. Towarzystwo moich byłych uległych i obecnej dziewczyny w jednym pomieszczeniu przyprawiało mnie o mdłości.
- No cóż, to było interesujące - bąknęła Victoria z rozczarowaniem w głosie.
Detektyw Dwayne wstał, by otworzyć drzwi wychodzącym, więc odetchnąłem ciężko i stanąłem obok niego.
- Wywiń taki numer jeszcze raz... - zagroziłem półgłosem, ale zaraz uśmiechnąłem się nieszczerze do jednej z moich byłych uległych, która akurat wychodziła z sali. - Może mi się czasem wymsknąć przy twojej żonie, co robiłeś w ostatniego sylwestra z jej najlepszą przyjaciółką. Obecność tych dziewczyn na dzisiejszym spotkaniu nie była konieczna i dobrze o tym wiedziałeś. - Zbliżyłem się do drzwi, otwierając je szerzej, by dać mu jasno do zrozumienia, że ma wyjść.
- To sprawa karna, a nie interwencja związkowa, panie Malik. - Uśmiechnął się wymuszenie i odwrócił, by pożegnać resztę.
Prychnąłem pod nosem i zgromiłem go wzrokiem, ale zaraz zaraz skupiłem się na Emmie, która zbliżyła się do wyjścia.
- Emma.
Zatrzymała się częściowo skonsternowana i odsunęła na bok, umożliwiając przejście innym.
- Jak się masz? Moja mama próbowała cię złapać - zapytałem, a ona uśmiechnęła się ciepło.
- Dobrze.. - odpowiedziała, a jej wzrok złagodniał i zdałem sobie sprawę z tego, że patrzy na Victorię.
- Victoria, jak się czujesz?
Zmarszczyłem czoło na ułamek sekundy i nieźle się zdziwiłem, gdy obie się przytuliły.
Coś mnie ominęło?
- Sir, miło znowu pana widzieć - odezwał się jakiś mały głosik. Wiedziałem do kogo należy bez patrzenia. Abigail.
- Abby, cała przyjemność po mojej stronie - odpowiedziałem, odwracając się twarzą do niej. Nie patrzyła na mnie i wiedziałem dlaczego.
Och, te wspomnienia o byciu dominantem.
- Mam nadzieję, ze wszystko w porządku, sir.
- Dziękuję, że pytasz - urwałem na sekundę. - Abigail - bąknąłem surowo, a ona podniosła na mnie wzrok.
Nigdy wcześniej nie zdawałem sobie sprawy z tego jak bardzo mi tego brakuje.
Dominacja.
- Możesz już iść.
Zawsze była taka posłuszna. To jedna z jej najlepszych cech, tak samo jak i najgorszych. Była grzeczna, więc nie miałem za co jej karać, dlatego też ją odprawiłem.
Idealna uległa, niewpasowująca się w moje wymagania.
Jako ostatni z pomieszczenia wychodzili Kayla i Dwayne, ale nie kłopotałem się by ich pożegnać. Jedynie zamknąłem za nimi drzwi, zanim mogli cokolwiek jeszcze powiedzieć.
- Zawsze będziesz miała kolejną szansę - powiedziała Emma, a gdy odnalazłem je wzrokiem, wyglądały na pochłonięte rozmową.
- Dziękuję, Emma - szepnęła Victoria, a ja uniosłem brew, kiedy znowu się przytuliły.
- Masz rację, Victoria. Zayn, nie wyglądasz zbyt dobrze - bąknęła szczerze, gdy zacząłem poprawiać swój krawat. - Co z tobą?
Wzruszyłem ramionami, skupiając wzrok na Victorii, która stanęła obok Emmy, zakładając ręce na piersiach.
- Dowiedziałem się, że jestem bipolarny, co nie zdziwiło specjalnie nikogo innego, oprócz mnie.
Emma zerknęła z góry na Victorię, po czym znowu wróciła na mnie wzrokiem.
- Wiesz co to bipolarność, Zayn?
Zawahałem się, ale szybko wróciłem do swojego naturalnego wyrazu twarzy.
- Nie specjalnie.
- Zrób małe rozeznanie, skarbie. Tak będzie lepiej nie tylko dla ciebie, ale i dla niej. Miło było widzieć was oboje. Mam szczerą nadzieję, że sobie z tym poradzisz, Victorio. - Kobieta uśmiechnęła się ciepło, po czym wyszła zostawiając nas samych.
Spojrzałem na Victorię, a ona westchnęła cicho.
- A myślałam, że siedzenie na przeciwko Kayli jest onieśmielające - zaczęła i wiedziałem, co powie jako następne. - Ale widzieć je wszystkie na raz?! - Zamrugała gwałtownie. - Wyglądamy prawie identycznie.
- Prawie - powtórzyłem, krzywiąc się lekko.
- Kayla i Emma wyglądają tak samo. Nie przypominają pozostałych, a... - zaczęła, przygryzając dolną wargę. - A ja. Czemu cała reszta wygląda jak ja?
- Nie ma konkretnego powodu, taki po prostu mam gust - próbowałem wyjaśniać zgodnie z prawdą zresztą, ale nie miałem szansy skończyć.
- Przepraszam, nie powinnam zaczynać tego tematu - przerwała mi, cofając się wgłąb pomieszczenia po swój sweter. - Zobaczymy się w domu. - Skierowała się do wyjścia, a kiedy mnie mijała zrobiłem wszystko by jej nie dotknąć, więc żeby ją zatrzymać musiałem podnieść głos.
- Victoria!
Westchnęła pod nosem i odwróciła się twarzą do mnie.
- Co?!
Mój umysł zaczynał mnie przerażać. Nie wiedziałem co mam jej powiedzieć, bo cokolwiek bym nie powiedział wywoła to kolejną kłótnię, a szczerze nienawidziłem się z nią kłócić.
Postanowiłem to zakończyć.
- Kocham cię - bąknąłem.
Rozluźniła się lekko i zamrugała kilkakrotnie, kiedy zmęczenie zawładnęło jej rysami twarzy.
- Ja też cię kocham.
- Chodź - poleciłem, kierując się w stronę drzwi. Zanim je otworzyłem odwróciłem się twarzą do niej, z bliska dokładnie widząc lekkie piegi na grzbiecie jej nosa i delikatne wgłębienia na policzkach, które robiły się widoczniejsze gdy się uśmiechała. Była przepiękna, a możliwość obserwowania jej z tak bliska pozbawiła mnie trzeźwego myślenia, więc do rzeczywistości wróciłem dopiero gdy już w połowie pochylałem się nad nią, by ją pocałować.
Momentalnie się cofnąłem, a ona zamrugała lekko skonsternowana.
Spojrzała na mnie zbita z tropu i z poczuciem odrzucenia.
- Zayn..
- Idź - bąknąłem nisko i pospiesznie.
- Czemu nie chcesz mnie dotknąć? - szepnęła.
Zamrugałem kilkakrotnie, bo było to najgłupsze pytanie jakie mogła zadać, ale postanowiłem tego nie komentować.
- Po pracy - bąknąłem a ona zaczerpnęła głęboki oddech.
- Okej - przytaknęła. - Po pracy - powtórzyła.
***
Kończąc pracę przypomniałem sobie coś, co Victoria powiedziała mi tego rana. Miała ochotę na chińskie jedzenie.
W drodze do domu podjechałem po jedzenie na wynos. Układałem zdania w głowie tak, by Victoria mogła je zrozumieć, ale nie byłem pewny czy cokolwiek pojmie.
Musiałem poinformować ją o moim jutrzejszym wyjeździe do Irlandii. Miałem nadzieję, że będzie chciała jechać tam ze mną. Nie chciałem zostawiać jej samej.
- Masz wolny jutrzejszy poranek, Mark - powiedziałem, gdy podjechaliśmy pod windę.
- Dziękuję, sir - odparł, kiedy akurat wysiadałem z samochodu, w jednej ręce trzymając torbę z laptopem, a w drugiej foliową zrywkę z chińszczyzną.
Gdy tylko wszedłem do kuchni, zaraz odłożyłem opakowania na blat, by podnieść wzrok na wchodzącą Eve.
- Życzy sobie pan, żebym podała to na talerzach? - Uśmiechnęła się, gdy zacząłem obluzowywać krawat.
Odłożyłem laptopa na krzesło i wzruszyłem ramionami.
- Nie trzeba, tak będzie dobrze. Dziękuję.
- Wszystko jest już przygotowane przy basenie. Victoria jest na dole.
Uniosłem brew i skinąłem głową.
- Dziękuję, Eve.
Skierowałem się w stronę biblioteki, a potem schodami w dół. Zabrałem Victorię tam tylko raz, kiedy ćwiczyłem.
Uchyliłem drzwi siłowni i zajrzałem do środka, zauważając, że panują tam egipskie ciemności.
Tam jej nie było.
Przeszedłem dalej w pobliże pokoju rekreacyjnego i uśmiechnąłem się pod nosem słysząc dźwięk rozbijanych kul bilardowych. Wszedłem do środka i w ciszy splotłem dłonie na piersiach. Victoria pochylała się nad stołem z tą swoją kurewsko seksowną miną pełną skupienia.
- Victoria.
Celowała w białą bilę, ale spudłowała, nagle rozproszona moją niespodziewaną obecnością.
Zbita z tropu, zaczerwieniła się od razu i odłożyła kij bilardowy na stół.
- Przestraszyłeś mnie! - odezwała się.
- Sorry - zachichotałem półgłosem. - Jesteś głodna?
Uśmiechnęła się nieśmiało.
- Troszeczkę.
- Chodź. - Poprowadziłem ją na górę, potem długim korytarzem prosto do kuchni. - Zjemy kolację. Chińszczyzna?
- Kupiłeś chińszczyznę?
Uśmiechnąłem się.
- Tak, a przy okazji możemy omówić kilka rzeczy. - Podszedłem do lodówki, by wyjąć z niej pojemniki z jedzeniem i zauważyłem, że nadal są ciepłe.
Zjedliśmy siedząc przed telewizorem. Między nami było ciszej niż bym sobie tego życzył, ale nie narzekałem. Cisza była okej. Kiedy tylko wypłynął temat spotkania, wiedziałem, że poprowadzi to do czegoś poważniejszego.
- Naprawdę myślisz, że to co robi Dwayne w niczym nie pomoże? - zapytała Victoria, kończąc swoją porcję.
- No, tak mi się wydaje.. - zacząłem i usiadłem twarzą do niej. - Obecność ich wszystkich nie była konieczna. Kayla nie wspomniała nawet słowem o tym, czego dowiedziała się od Tayli.
Victoria skinęła potakująco.
- Dwayne powinien przesłuchać je pojedynczo i ściśle prywatnie, otwarte spotkanie z ofiarami nie jest normalne. - Zmarszczyłem czoło.
Dziewczyna pozbierała puste opakowania po jedzeniu i zaczęła sprzątać, a ja wstałem i rozprostowałem swoje kończyny.
- Zostaw to. Chodź. - Uśmiechnąłem się, ciągnąc ją ponownie w stronę korytarza.
Gestem ręki wskazałem jej drogę w górę po schodach.
Otworzyłem dla niej drzwi prowadzące na dach i przepuściłem ją w nich.
- Po co tu przyszliśmy? Zimno jest - zapytała Victoria.
Przechodząc przez próg, zdjąłem marynarkę i zarzuciłem jej na ramiona.
- Zjemy tutaj deser.
Podszedłem do miejsca, które wcześniej wyznaczyłem do przygotowania i tak jak planowałem, wszystko było gotowe. Stół czekał zastawiony wyłącznie dla naszej dwójki.
Na środku stały dwie świeczki i bukiet białych róż. Białe. Zawsze białe. Czerwone płatki róż rozsypane zostały wokół stolika i w myślach podziękowałem Eve za to, że nie myślała szablonowo.
Nie wiedziałem nawet co robię. Randki nigdy nie były moją mocną stroną, więc ciągle uczyłem się tych wszystkich pierdół, które dziewczyny tak zdawały się lubić.
- Ale to piękne - zawołała przyciszonym głosem Victoria, kiedy odsunąłem dla niej krzesło.
- Mogę liczyć na towarzystwo? - zapytałem z małym uśmiechem, pospieszając dziewczynę.
- Oczywiście! - Uśmiechnęła się szeroko i usiadła, a ja zająłem miejsce na przeciwko niej.
- Szampana? - zaoferowałem, a ona z konsternacją uniosła brew.
- Jasne.
Otworzyłem butelkę, po czym napełniłem nasze kieliszki musującym napojem. Zdjąłem srebrną pokrywkę z tortu stojącego na stole i odłożyłem ją na bok.
Victoria uśmiechnęła się szeroko i skinęła głową, zawieszając wzrok na słodkości między nami.
- Czy to to o czym myślę?
Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Podwójny tort czekoladowy z polewą malinową i bitą śmietaną.
- Skąd wiedziałeś, że to mój ulubiony deser?! - zawołała z szeroko otwartą buzią.
- Twoja matka mi powiedziała - oznajmiłem.
- Gadałeś z nią?
Przytaknąłem, a ona popatrzyła na mnie pytająco.
- Za dwa tygodnie lecę do Ameryki. To służbowa podróż. Chcę żebyś tam ze mną była. Może przy okazji odwiedziłabyś swoją mamę.
Victoria uśmiechnęła się i sięgnęła po nóż, by ukroić kawałek tortu.
- Strasznie bym chciała! Tak bardzo za nią tęsknię - bąknęła, kładąc jedną porcję słodkiego deseru na moim talerzu.
Złapałem ją za dłoń, by wyjąć z niej nóż, a ona momentalnie zamarła. Kurwa, nienawidziłem kiedy tak na mnie patrzyła. Jakbym był kimś innym.
Devonem.
Jednak dotyk jej skóry sprawił, że w końcu się rozbudziłem chcąc jeszcze więcej.
- Pozwól, że ja to zrobię - mruknąłem surowo. Ukroiłem jej kawałek i ostrożnie położyłem na talerzu, a cisza między nami zdawała się rosnąć.
Odchrząknąłem, odpychając na dalszy plan moje pożądliwe myśli.
- Chcesz lecieć ze mną jutro do Irlandii?
Dziewczyna nabrała małą porcję cista do ust i zaczęła powoli przeżuwać. Kiedy się odezwała, kawałek tortu wypadł jej z ust i nie mogłem powstrzymać się od śmiechu.
- Do Irlandii? - powtórzyła.
- Tak, Victorio.
- To naprawdę dobre ciasto - bąknęła, wkładając do ust kolejnego kęsa.
Ja nie miałem jeszcze okazji spróbować swojego.
- Chcesz? - zapytałem ponownie.
- Po co lecisz do Irlandii? - zaoponowała, biorąc następną porcję do ust.
- Skarbie, zwolnij. - Zmarszczyłem czoło. Jadła zbyt szybko. - Muszę sfinalizować kilka umów odnośnie nowej nieruchomości.
Odłożyła łyżeczkę deserową na talerzyk i oblizała palce z bitej śmietany.
Spiorunowałem ją wzrokiem.
Nie rób tak. Proszę.
- Sorry. - Uśmiechnęła się, a ja ściągnąłem brwi.
Powiedziałem to na głos?
- Lubię bitą śmietanę - wyznała, wzruszając ramionami.
Poprawiłem swoja pozycję siedzącą i wziąłem do ust pierwszy kawałek tortu. Był dobry, ale nie aż tak dobry jak moje niebezpiecznie niegrzeczne myśli.
- Nigdy wcześniej nie byłam w Irlandii - powiedziała niepewnie.
- Nic.. - zająknąłem się. - Nic nie szkodzi.
- Nie będzie ci przeszkadzać, jeśli zostanę? Chciałabym spotkać się z Tedem w sprawie Java Hut.
Przytaknąłem lekko zawiedziony.
- Zostanę tam na noc.
Zmarszczyła czoło.
- Na noc?! - powtórzyła z lekkim niedowierzaniem, na co tylko skinąłem głową.
- Och. Po co?
- To podróż z noclegiem.
Spuściła wzrok.
- No tak, a musisz tam zostawać na noc?
Skinąłem głową.
- Okej. - Kontynuowała swoje jedzenie, ale po chwili wahania, ponownie odłożyła łyżeczkę. - Wiem, że to nienajlepszy moment, ale nie mogłam dzisiaj przestać o tobie myśleć. Martwię się o ciebie.
Zmarszczyłem czoło.
- Niepotrzebnie.
- Możesz mi, w takim razie, przynajmniej powiedzieć co się dzieje? - zapytała. - Obiecałeś, że pogadamy o tym jak skończysz pracę.
- To skomplikowane..To znaczy, wiesz, jestem bipolarny. Pierwszym krokiem jest akceptacja, ale nadal wypieram tę informację bo mojej lekarce zajęło około pół roku zdiagnozowanie tej przypadłości. - Zamilkłem na chwilę. - Sześć miesięcy - powtórzyłem akcentując każde słowo. - Przez to myślę, że albo może mi się tylko pogorszyć, albo na serio jestem stuknięty.
- Nie jesteś.. - przerwała mi.
- To kim jestem?! - wybuchnąłem, a ona aż podskoczyła.
- Jesteś człowiekiem - szepnęła.
Pokręciłem głową i zacząłem rozgrzebywać ciasto łyżeczką.
- Nawet nie wiedziałem. Wszyscy dookoła wiedzieli.
Spuściła wzrok.
- Chorzy nie są świadomi, że to mają. To normalne.
- Kłopoty z panowaniem na złością są do zaakceptowania, ale bipolarność?! - Skrzywiłem się. - I ona mówi mi to dopiero teraz?! Tak, kurwa, znienacka?!
- Uspokój się - bąknęła cicho.
- Jestem spokojny! - syknąłem i dopiero potem zdałem sobie sprawę z tego, że daleko mi do spokoju. Westchnąłem poirytowany i przeczesałem włosy palcami.
- Mogę ci pomóc.
Potrząsnąłem głową i odrzuciłem łyżeczkę na talerz.
- Masz swoje własne problemy.
- Chcesz pomóc mi? Daj najpierw pomóc sobie w takim razie.
- Nie możesz - powiedziałem kręcąc przecząco głową.
- Dlaczego?
Do kurwy nędzy. Te pytania naprawdę działały mi na nerwy. Jak ja miałem jej cokolwiek odpowiedzieć, kiedy sam nie znałem odpowiedzi!
- Bo nie mogę cię dotykać. Bo nie umiem nad sobą panować. Dodatkowo muszę brać jakieś prochy, żeby całkiem nie stracić rozumu!
- Tabletki ci pomogą, Zayn.
- Skąd niby możesz to wiedzieć?!
Wzruszyła ramionami.
- Nie wiem, ale próbując nic nie tracisz.
- To oznaka słabości.
Jej wyraz twarzy zmienił się ze zmartwienia w bardziej wyrazisty.
- To oznaka nowego startu. Pozytywnego nastawienia.
Pozytywnego?! Nawet nie wiem co to znaczy! Wiedziałem jednak, że nie chcę brać tych tabletek. Nie chciałem czuć się jak nieudacznik.
Zamierzałem wyzdrowieć tylko przy pomocy mojej silnej woli.
Wstałem gwałtownie i odszedłem od stołu, ale zaraz zatrzymałem się w miejscu i odwróciłem twarzą do niej.
- Mogą pomóc ustabilizować moje wahania nastrojów, ale na pewno nie pozbawią mnie tego poczucia winy i bólu, przez to wszystko co na ciebie ściągnąłem.
Usłyszałem dźwięk krzesła odsuwanego od stołu.
- Zayn! Właśnie o to chodzi?! O mnie?
Ponownie się zatrzymywałem i westchnąłem ciężko, zanim stanąłem z nią twarzą w twarz. Stała kilka metrów ode mnie.
- Nie chcę dłużej o tym gadać - powiedziałem, z trudem panując nad buzującą złością.
Przechyliła głowę w bok, jakby chciała zlustrować mnie dogłębniej.
- Powiedz mi.
Zamknęła dystans między nami, zatrzymując się zaraz przede mną. Normalnie chwycił bym jej dłoń i zaczął bawić się końcówkami jej włosów, jakby to miało mi w czymś pomóc.
- Nienawidzę tego wszystkiego co ci zrobiłem, Victoria. Skrzywdziłem cię niezliczoną ilość razy i nie mam pojęcia czemu za każdym razem wszystko mi wybaczałaś.
- Bo to właśnie dzięki tobie stałam się silna. Pomogłeś mi.
- Teraz to co innego! - rzuciłem sfrustrowany. - Re, nie mogę cię nawet dotykać - wyjaśniłem.
- Możesz. Chodzi po prostu o element zaskoczenia, to tego się boję.
Zamknąłem oczy i zacząłem myśleć nad tym co powiedziała, palcami skubiąc czubek mojego nosa.
- Mam dużo na głowie. Nie mogę.. Nie mogę teraz o tym gadać. Zapomnij, że cokolwiek ci powiedziałem - wyszeptałem.
Spuściłem wzrok, lekko skonsternowany i nie do końca wiedziałem co powiedzieć.
- Przechodzisz przez tak wiele - szepnęła.
- Nic mi nie jest - odpowiedziałem, siląc się na uśmiech, gdy wreszcie podniosłem na nią wzrok, a ona popatrzyła na mnie z pożałowaniem.
- Nie kłam.
Uniosłem brew.
- Panno Greene, czy pani właśnie zakwestionowała to co powiedziałem?
Dziewczyna uśmiechnęła się i wstała, by zdjąć koszulkę.
- Argh...Co ty robisz?
Nie przerwała pozbawiania się ubrań, więc wstałem i zrobiłem krok do tyłu, gdy tylko sięgnęła do zapięcia swojego stanika.
- Victoria!
- Co? - zachichotała. - Jeszcze nigdy wcześniej nie pływałeś nago w tym basenie?
Zmarszczyłem czoło.
- Nie. Wiesz, że nie pływam zbyt często.
- Nigdy nie pływasz. No może tylko raz wtedy na Bora Bora i kiedy byliśmy w Ameryce w tym SPA. - Uśmiechnęła się, zdejmując majtki i żartobliwie rzuciła nimi we mnie. - Mogę liczyć na towarzystwo, sir?
Dziewczyna zanurkowała, a ja z powrotem przysiadłem na skraju basenu mocząc nogi w wodzie.
Victoria wynurzyła się spod tafli i bardzo powoli podpłynęła do mnie.
- Chyba masz dobry humor. - Uśmiechnąłem się, a ona tylko wzruszyła ramionami, kładąc swoje dłonie niebezpiecznie blisko mojego krocza.
Pochyliłem się, by zmniejszyć dystans między nami, a ona uśmiechnęła się pod nosem.
- Piłaś? - zapytałem.
- Może - odpowiedziała, delikatnie przejeżdżając opuszkami palców po moim torsie. Był to najprzyjemniejszy dotyk na świecie i taki inny.
Nie bała się dotykać mnie, bała się, kiedy to ja dotykałem ją. Podobało jej się trzymanie władzy, więc właśnie to jej dałem.
Na razie.
Wynurzyła się z wody jeszcze bardziej i cmoknęła mnie w usta. Zamarłem momentalnie bo wiedziałem, że jej trzeźwy umysł nie zrobiłby żadnej z tej rzeczy, którą zrobiła dotychczas. Kurwa, normalnie już nalegałbym na coś więcej, ale wtedy nie mogłem się ruszyć.
Nie dotknąłem jej, ale też nie odepchnąłem.
Droczyła się z moim kutasem.
Kiedy jej pocałunek zaczął się pogłębiać, jej wilgotne dłonie zjechały w dół mojego torsu, a gdy dotarły do gumki bokserek momentalnie się odsunąłem.
- Re..
- Pozwól mi.
- Nie musisz.
- Chcę - upierała się.
Nie chciałem jej powstrzymywać, ale nie chciałem żeby sama się ode mnie odsunęła, kiedy będę na skraju orgazmu.
Po takim czymś czekałaby mnie pewna choroba siniejących jąder. Mój kutas aż drżał, spragniony dotyku jej dłoni, albo tych zajebistych ust.
Pociągnęła za moje spodnie i mimo, że było kurewsko zimno, to je zdjąłem i odrzuciłem za siebie. W razie gdybym zmoczył bokserki będę ich potrzebować.
Pani Conrad i Mark zesraliby się ze szczęścia gdybym pokazał się bez nich w mieszkaniu.
Zaczepnie powoli przejechała dłońmi przy tasiemce moich bokserek, tuż przy twardniejącym fiucie.
Zimnymi palcami zaczepiła cienki materiał i zdjęła je powolnym ruchem.
- Nie drocz się ze mną - skarciłem ją cicho, a mój głos wydawał się o wiele bardziej ochrypły niż zamierzałem.
Uśmiechnęła się pod nosem i ściągnęła je w dół moich nóg, porzucając je w wodzie. Pochyliłem się do tyłu, podpierając na łokciach i lekko rozszerzyłem nogi.
Zimno jakoś mi już nie przeszkadzało.
Wszystkim co mnie interesowało było to jak Victoria powoli przesuwała swoją rękę w górę i w dół mojego kutasa, trzymając go delikatnie ale pewnie. Oblizała swoje piękne usta, zwilżając je językiem.
Widziałem, że się denerwuje ale była chętna by mnie zaspokoić.
Mój typ perfekcyjnej uległej.
Objąłem jej dłoń swoją, by poprowadzić ją wzdłuż mojej długości dokładnie tak jak lubię, a ona jakby rozbudziła się do życia.
Robiła to powoli, a z uwagi na to, że byłem przyzwyczajony do kontroli, chciałem jedynie złapać ją za włosy i odchylić jej głowę w bok. Zauważyła moje zmagania.
No dalej, weź go do buzi!
- Re - rzuciłem sfrustrowany.
- Taki niecierpliwy, panie Malik - odparła, uśmiechając się pod nosem.
Osz, kurwa, teraz to mówisz?!
- Nie mam ochoty teraz na żarty, Re. - Próbowałem panować nad głosem, ale wiedziała, że jestem już na skraju wytrzymałości.
W końcu dotknęła językiem główki mojego kutasa, a ja zamknąłem oczy, odrzucając głowę do tyłu, jakby była to największa ulga, która mnie spotkała.
Każde zakończenie nerwowe w moim ciele zdawało się mieścić w moim fiucie i czułem się, jakby ktoś robił mi loda po raz pierwszy w życiu.
Jej usta powoli oplotły się wokół całej główki, podczas gdy resztę penisa masowała wolną ręką.
Czułem się jak w ekstazie, gdy zaczęła poruszać głową, drażniąc ustami moją długość. Delikatnym ruchem przeczesałem jej włosy, a gdy podniosła na mnie szkliste oczy wydawało mi się, że już lepiej być nie może.
- Kurwa - syknąłem przez zaciśnięte zęby, czując nieprzerwanie fale rozkoszy przelewające się przez moje wnętrze.
Dziewczyna odsunęła się lekko, wysuwając mojego fiuta ze swoich ust z charakterystycznym dźwiękiem, cały czas masując resztę penisa ręką.
Minęło tyle czasu i to właśnie dlatego tak powoli nadchodził mój orgazm. Byłem, kurwa, w siódmym niebie.
Wszystkie mięśnie w moim ciele zesztywniały, gdy całą długość zatopiła w swoich ustach. Mocno zacisnąłem powieki, czując jak nogi zaczynają mi rżeć z tej piorunującej rozkoszy.
- Właśnie tak. Kurwa, Re...
Nie przestawała ssać, lizać i cholera, dodała nawet epizod z zabawą moimi jajami i przysięgam mógłbym tak trwać już zawsze.
Czasem wolę obciąganie od normalnego seksu. Zwłaszcza jeśli jest tak dobre jak robi to Victoria.
Wieki zajęło mi, żebym doszedł, ale było warto. Wszystko czujesz ze zwiększoną siłą, drżysz, przechodzą cię dreszcze, masz gęsią skórkę, dyszysz. Oczy robią ci się jak z ołowiu w przeciągu ułamków sekund. Nic cię wtedy nie interesuje.
Właśnie tak się czułem, kiedy sperma wznosiła się w górę mojego kutasa.
- Re, zaraz dojdę.
Nie odebrała mi tego uczucia, a mięśnie przy zakończeniu mojego tyłka zbiły się w jedną zwartą masę. Powoli zamknąłem oczy i zesztywniałem, a sperma wytrysnęła z mojego fiuta. Nie mogłem opanować swoich jęków i ciężkich oddechów.
Nic się, kurwa, nie liczyło. Tylko ta chwila. Cholera, wtedy mogłem już umrzeć. Czułem się spełniony, a życie nie mogło już być lepsze.
Niespodziewane spełnienie spowodowało, że nie dziewczyna odsunęła się lekko, a jej usta nie oplatały już mojej długości, więc objąłem dłonią mojego kutasa i powoli przesunąłem nią kilka razy w górę i w dół, pozwalając przeminąć cudownemu orgazmowi.
- O, mój Boże - powiedziała półgłosem, wycierając pozostałość moich soków ze swojej brody. - Dużo tego było.. - Zachichotała nieśmiało. - Zeszło ci kawałek czasu, zanim..
Nie mogłem nic odpowiedzieć. Nie byłem w stanie. Endorfiny w moim wnętrzu buzowały jak popierdolone i jedyne o czym myślałem to to, że chcę więcej.
- Minęło sporo czasu - wydyszałem, zdobywając się wreszcie by usiąść.
- Chodź do mnie! - zachęciła, odpływając na środek basenu.
Fuknąłem pod nosem i wskoczyłem do środka, podpływając do niej, gdy akurat zatrzymała się przy krawędzi basenu, spoglądając w dół na zabiegane miasto.
- Nie mogę w to uwierzyć - powiedziała, próbując powstrzymać chichot.
- W co? - Uśmiechnąłem się lekko, a moje ciało wydawało się być o wiele bardziej zrelaksowane i spokojniejsze niż wcześniej.
Czułem się zajebiście. Trochę snu byłoby mi teraz na rękę.
- Właśnie zrobiłam ci loda na dachu. - Jej uśmiech poszerzył się, a ja zachichotałem pod nosem.
- Nie wiem jak ty, ale ja całkiem lubię takie romansowanie - rzuciłem zaczepnie. Właściwie to wcale nie zaczepnie, to była prawda.
Byłem śmiertelnie poważny.
ps. przetłumaczyłam wszystko tak, jak napisała autorka, ale chciałam tylko sprostować, że gdy facet długo nie uprawia seksu to tak naprawdę właśnie dochodzi bardzo szybko, także tego :p możecie mówić na mnie lew starowicz lolz
- Kupiłeś chińszczyznę?
Uśmiechnąłem się.
- Tak, a przy okazji możemy omówić kilka rzeczy. - Podszedłem do lodówki, by wyjąć z niej pojemniki z jedzeniem i zauważyłem, że nadal są ciepłe.
Zjedliśmy siedząc przed telewizorem. Między nami było ciszej niż bym sobie tego życzył, ale nie narzekałem. Cisza była okej. Kiedy tylko wypłynął temat spotkania, wiedziałem, że poprowadzi to do czegoś poważniejszego.
- Naprawdę myślisz, że to co robi Dwayne w niczym nie pomoże? - zapytała Victoria, kończąc swoją porcję.
- No, tak mi się wydaje.. - zacząłem i usiadłem twarzą do niej. - Obecność ich wszystkich nie była konieczna. Kayla nie wspomniała nawet słowem o tym, czego dowiedziała się od Tayli.
Victoria skinęła potakująco.
- Dwayne powinien przesłuchać je pojedynczo i ściśle prywatnie, otwarte spotkanie z ofiarami nie jest normalne. - Zmarszczyłem czoło.
Dziewczyna pozbierała puste opakowania po jedzeniu i zaczęła sprzątać, a ja wstałem i rozprostowałem swoje kończyny.
- Zostaw to. Chodź. - Uśmiechnąłem się, ciągnąc ją ponownie w stronę korytarza.
Gestem ręki wskazałem jej drogę w górę po schodach.
Otworzyłem dla niej drzwi prowadzące na dach i przepuściłem ją w nich.
- Po co tu przyszliśmy? Zimno jest - zapytała Victoria.
Przechodząc przez próg, zdjąłem marynarkę i zarzuciłem jej na ramiona.
- Zjemy tutaj deser.
Podszedłem do miejsca, które wcześniej wyznaczyłem do przygotowania i tak jak planowałem, wszystko było gotowe. Stół czekał zastawiony wyłącznie dla naszej dwójki.
Na środku stały dwie świeczki i bukiet białych róż. Białe. Zawsze białe. Czerwone płatki róż rozsypane zostały wokół stolika i w myślach podziękowałem Eve za to, że nie myślała szablonowo.
Nie wiedziałem nawet co robię. Randki nigdy nie były moją mocną stroną, więc ciągle uczyłem się tych wszystkich pierdół, które dziewczyny tak zdawały się lubić.
- Ale to piękne - zawołała przyciszonym głosem Victoria, kiedy odsunąłem dla niej krzesło.
- Mogę liczyć na towarzystwo? - zapytałem z małym uśmiechem, pospieszając dziewczynę.
- Oczywiście! - Uśmiechnęła się szeroko i usiadła, a ja zająłem miejsce na przeciwko niej.
- Szampana? - zaoferowałem, a ona z konsternacją uniosła brew.
- Jasne.
Otworzyłem butelkę, po czym napełniłem nasze kieliszki musującym napojem. Zdjąłem srebrną pokrywkę z tortu stojącego na stole i odłożyłem ją na bok.
Victoria uśmiechnęła się szeroko i skinęła głową, zawieszając wzrok na słodkości między nami.
- Czy to to o czym myślę?
Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Podwójny tort czekoladowy z polewą malinową i bitą śmietaną.
- Skąd wiedziałeś, że to mój ulubiony deser?! - zawołała z szeroko otwartą buzią.
- Twoja matka mi powiedziała - oznajmiłem.
- Gadałeś z nią?
Przytaknąłem, a ona popatrzyła na mnie pytająco.
- Za dwa tygodnie lecę do Ameryki. To służbowa podróż. Chcę żebyś tam ze mną była. Może przy okazji odwiedziłabyś swoją mamę.
Victoria uśmiechnęła się i sięgnęła po nóż, by ukroić kawałek tortu.
- Strasznie bym chciała! Tak bardzo za nią tęsknię - bąknęła, kładąc jedną porcję słodkiego deseru na moim talerzu.
Złapałem ją za dłoń, by wyjąć z niej nóż, a ona momentalnie zamarła. Kurwa, nienawidziłem kiedy tak na mnie patrzyła. Jakbym był kimś innym.
Devonem.
Jednak dotyk jej skóry sprawił, że w końcu się rozbudziłem chcąc jeszcze więcej.
- Pozwól, że ja to zrobię - mruknąłem surowo. Ukroiłem jej kawałek i ostrożnie położyłem na talerzu, a cisza między nami zdawała się rosnąć.
Odchrząknąłem, odpychając na dalszy plan moje pożądliwe myśli.
- Chcesz lecieć ze mną jutro do Irlandii?
Dziewczyna nabrała małą porcję cista do ust i zaczęła powoli przeżuwać. Kiedy się odezwała, kawałek tortu wypadł jej z ust i nie mogłem powstrzymać się od śmiechu.
- Do Irlandii? - powtórzyła.
- Tak, Victorio.
- To naprawdę dobre ciasto - bąknęła, wkładając do ust kolejnego kęsa.
Ja nie miałem jeszcze okazji spróbować swojego.
- Chcesz? - zapytałem ponownie.
- Po co lecisz do Irlandii? - zaoponowała, biorąc następną porcję do ust.
- Skarbie, zwolnij. - Zmarszczyłem czoło. Jadła zbyt szybko. - Muszę sfinalizować kilka umów odnośnie nowej nieruchomości.
Odłożyła łyżeczkę deserową na talerzyk i oblizała palce z bitej śmietany.
Spiorunowałem ją wzrokiem.
Nie rób tak. Proszę.
- Sorry. - Uśmiechnęła się, a ja ściągnąłem brwi.
Powiedziałem to na głos?
- Lubię bitą śmietanę - wyznała, wzruszając ramionami.
Poprawiłem swoja pozycję siedzącą i wziąłem do ust pierwszy kawałek tortu. Był dobry, ale nie aż tak dobry jak moje niebezpiecznie niegrzeczne myśli.
- Nigdy wcześniej nie byłam w Irlandii - powiedziała niepewnie.
- Nic.. - zająknąłem się. - Nic nie szkodzi.
- Nie będzie ci przeszkadzać, jeśli zostanę? Chciałabym spotkać się z Tedem w sprawie Java Hut.
Przytaknąłem lekko zawiedziony.
- Zostanę tam na noc.
Zmarszczyła czoło.
- Na noc?! - powtórzyła z lekkim niedowierzaniem, na co tylko skinąłem głową.
- Och. Po co?
- To podróż z noclegiem.
Spuściła wzrok.
- No tak, a musisz tam zostawać na noc?
Skinąłem głową.
- Okej. - Kontynuowała swoje jedzenie, ale po chwili wahania, ponownie odłożyła łyżeczkę. - Wiem, że to nienajlepszy moment, ale nie mogłam dzisiaj przestać o tobie myśleć. Martwię się o ciebie.
Zmarszczyłem czoło.
- Niepotrzebnie.
- Możesz mi, w takim razie, przynajmniej powiedzieć co się dzieje? - zapytała. - Obiecałeś, że pogadamy o tym jak skończysz pracę.
- To skomplikowane..To znaczy, wiesz, jestem bipolarny. Pierwszym krokiem jest akceptacja, ale nadal wypieram tę informację bo mojej lekarce zajęło około pół roku zdiagnozowanie tej przypadłości. - Zamilkłem na chwilę. - Sześć miesięcy - powtórzyłem akcentując każde słowo. - Przez to myślę, że albo może mi się tylko pogorszyć, albo na serio jestem stuknięty.
- Nie jesteś.. - przerwała mi.
- To kim jestem?! - wybuchnąłem, a ona aż podskoczyła.
- Jesteś człowiekiem - szepnęła.
Pokręciłem głową i zacząłem rozgrzebywać ciasto łyżeczką.
- Nawet nie wiedziałem. Wszyscy dookoła wiedzieli.
Spuściła wzrok.
- Chorzy nie są świadomi, że to mają. To normalne.
- Kłopoty z panowaniem na złością są do zaakceptowania, ale bipolarność?! - Skrzywiłem się. - I ona mówi mi to dopiero teraz?! Tak, kurwa, znienacka?!
- Uspokój się - bąknęła cicho.
- Jestem spokojny! - syknąłem i dopiero potem zdałem sobie sprawę z tego, że daleko mi do spokoju. Westchnąłem poirytowany i przeczesałem włosy palcami.
- Mogę ci pomóc.
Potrząsnąłem głową i odrzuciłem łyżeczkę na talerz.
- Masz swoje własne problemy.
- Chcesz pomóc mi? Daj najpierw pomóc sobie w takim razie.
- Nie możesz - powiedziałem kręcąc przecząco głową.
- Dlaczego?
Do kurwy nędzy. Te pytania naprawdę działały mi na nerwy. Jak ja miałem jej cokolwiek odpowiedzieć, kiedy sam nie znałem odpowiedzi!
- Bo nie mogę cię dotykać. Bo nie umiem nad sobą panować. Dodatkowo muszę brać jakieś prochy, żeby całkiem nie stracić rozumu!
- Tabletki ci pomogą, Zayn.
- Skąd niby możesz to wiedzieć?!
Wzruszyła ramionami.
- Nie wiem, ale próbując nic nie tracisz.
- To oznaka słabości.
Jej wyraz twarzy zmienił się ze zmartwienia w bardziej wyrazisty.
- To oznaka nowego startu. Pozytywnego nastawienia.
Pozytywnego?! Nawet nie wiem co to znaczy! Wiedziałem jednak, że nie chcę brać tych tabletek. Nie chciałem czuć się jak nieudacznik.
Zamierzałem wyzdrowieć tylko przy pomocy mojej silnej woli.
Wstałem gwałtownie i odszedłem od stołu, ale zaraz zatrzymałem się w miejscu i odwróciłem twarzą do niej.
- Mogą pomóc ustabilizować moje wahania nastrojów, ale na pewno nie pozbawią mnie tego poczucia winy i bólu, przez to wszystko co na ciebie ściągnąłem.
Usłyszałem dźwięk krzesła odsuwanego od stołu.
- Zayn! Właśnie o to chodzi?! O mnie?
Ponownie się zatrzymywałem i westchnąłem ciężko, zanim stanąłem z nią twarzą w twarz. Stała kilka metrów ode mnie.
- Nie chcę dłużej o tym gadać - powiedziałem, z trudem panując nad buzującą złością.
Przechyliła głowę w bok, jakby chciała zlustrować mnie dogłębniej.
- Powiedz mi.
Zamknęła dystans między nami, zatrzymując się zaraz przede mną. Normalnie chwycił bym jej dłoń i zaczął bawić się końcówkami jej włosów, jakby to miało mi w czymś pomóc.
- Nienawidzę tego wszystkiego co ci zrobiłem, Victoria. Skrzywdziłem cię niezliczoną ilość razy i nie mam pojęcia czemu za każdym razem wszystko mi wybaczałaś.
- Bo to właśnie dzięki tobie stałam się silna. Pomogłeś mi.
- Teraz to co innego! - rzuciłem sfrustrowany. - Re, nie mogę cię nawet dotykać - wyjaśniłem.
- Możesz. Chodzi po prostu o element zaskoczenia, to tego się boję.
Zamknąłem oczy i zacząłem myśleć nad tym co powiedziała, palcami skubiąc czubek mojego nosa.
- Mam dużo na głowie. Nie mogę.. Nie mogę teraz o tym gadać. Zapomnij, że cokolwiek ci powiedziałem - wyszeptałem.
***
Moje ciało zachowywało się jak zaprogramowane, by budzić się o tej porze. To zaczęło się razem z tymi koszmarami. Właściwie to nie można było tego nazwać snem, bo mój umysł cały czas pracował na najwyższych obrotach, nie pozwalając mi odpocząć.
Spodziewałem się poczuć ruch obok mnie na łóżku w ciągu kilku najbliższych sekund. Victoria zaraz powinna się obudzić, zaalarmowana koszmarem. Zerknąłem na nią, ale nie odnalazłem jej na swoim stałym miejscu. Przez sekundę zwaliłem to na karb mroku panującego w pokoju, ale zaraz utwierdziłem się w tym, że naprawdę jej tam nie ma.
Gdzie ona się podziała?
Naciągnąłem na siebie spodnie i zacząłem węszyć po apartamencie, zastanawiając się po co w ogóle kupiłem tak wielkie mieszkanie. Przez chwilę nawet wyobrażałem sobie jak między meblami biega jakiś dzieciak. Bóg jeden raczy wiedzieć, ile czasu szukalibyśmy tej małej istotki, gdyby postanowiła się gdzieś przed nami ukryć.
Po przeszukaniu wszystkich pokoi na dole, wspiąłem się po schodach na sam dach apartamentowca i odnalazłem Victorię przy brzegu basenu, siedziała ze stopami zanurzonymi w wodzie.
Żałowałem, że nie zabrałem ze sobą żadnej bluzy, albo płaszcza bo było tam kurewsko zimno. Tyle właśnie przyszło mi z spania bez koszulki.
Rozcierając dłonie, by dostarczyć im odrobiny ciepła, podwinąłem nieco spodnie i przysiadłem obok Victorii, która aż poskoczyła w efekcie mojej niespodziewanej obecności. Wsunąłem nogi do chłodnej wody.
- Martwiłem się, nie mogłem cię znaleźć - bąknąłem.
- Co tu ty robisz, bez koszulki na dodatek! Zmarzniesz na kość - skarciła mnie, na co uśmiechnąłem się lekko.
- Nie było cię w łóżku, w środku też nie mogłem cię znaleźć i tak jakby ostatnią rzeczą, o której myślałem to zakładanie koszulki. - Zamilkłem i spojrzałem w kierunku, gdzie utkwiła wzrok, podziwiając światła miasta. - Po co tu przyszłaś?
Westchnęła cicho i zerknęła w stronę osamotnionego stołu, wokół którego nadal leżało trochę płatków róż. Większość z nich została niestety zdmuchnięta przez wiatr.
- Nie miałam okazji wcześniej przyjrzeć się dokładnie temu wszystkiemu co tam przyszykowałeś - bąknęła.
Zerknąłem na stolik i zmarszczyłem czoło skonsternowany.
- Co masz na myśli?
- No te całe świece i płatki róż. To było romantyczne. - Uśmiechnęła się.
- Naprawdę? - zapytałem z niedowierzaniem, a ona ochoczo przytaknęła.
- Tak. Bardzo! - Chwyciła moją dłoń, na co aż się wzdrygnąłem. - Słuchaj, myślałam o tym co mówiłeś. To znaczy tak, czasem boję się kiedy mnie dotykasz, ale nie za każdym razem.Spuściłem wzrok, lekko skonsternowany i nie do końca wiedziałem co powiedzieć.
- Przechodzisz przez tak wiele - szepnęła.
- Nic mi nie jest - odpowiedziałem, siląc się na uśmiech, gdy wreszcie podniosłem na nią wzrok, a ona popatrzyła na mnie z pożałowaniem.
- Nie kłam.
Uniosłem brew.
- Panno Greene, czy pani właśnie zakwestionowała to co powiedziałem?
Dziewczyna uśmiechnęła się i wstała, by zdjąć koszulkę.
- Argh...Co ty robisz?
Nie przerwała pozbawiania się ubrań, więc wstałem i zrobiłem krok do tyłu, gdy tylko sięgnęła do zapięcia swojego stanika.
- Victoria!
- Co? - zachichotała. - Jeszcze nigdy wcześniej nie pływałeś nago w tym basenie?
Zmarszczyłem czoło.
- Nie. Wiesz, że nie pływam zbyt często.
- Nigdy nie pływasz. No może tylko raz wtedy na Bora Bora i kiedy byliśmy w Ameryce w tym SPA. - Uśmiechnęła się, zdejmując majtki i żartobliwie rzuciła nimi we mnie. - Mogę liczyć na towarzystwo, sir?
Dziewczyna zanurkowała, a ja z powrotem przysiadłem na skraju basenu mocząc nogi w wodzie.
Victoria wynurzyła się spod tafli i bardzo powoli podpłynęła do mnie.
- Chyba masz dobry humor. - Uśmiechnąłem się, a ona tylko wzruszyła ramionami, kładąc swoje dłonie niebezpiecznie blisko mojego krocza.
Pochyliłem się, by zmniejszyć dystans między nami, a ona uśmiechnęła się pod nosem.
- Piłaś? - zapytałem.
- Może - odpowiedziała, delikatnie przejeżdżając opuszkami palców po moim torsie. Był to najprzyjemniejszy dotyk na świecie i taki inny.
Nie bała się dotykać mnie, bała się, kiedy to ja dotykałem ją. Podobało jej się trzymanie władzy, więc właśnie to jej dałem.
Na razie.
Wynurzyła się z wody jeszcze bardziej i cmoknęła mnie w usta. Zamarłem momentalnie bo wiedziałem, że jej trzeźwy umysł nie zrobiłby żadnej z tej rzeczy, którą zrobiła dotychczas. Kurwa, normalnie już nalegałbym na coś więcej, ale wtedy nie mogłem się ruszyć.
Nie dotknąłem jej, ale też nie odepchnąłem.
Droczyła się z moim kutasem.
Kiedy jej pocałunek zaczął się pogłębiać, jej wilgotne dłonie zjechały w dół mojego torsu, a gdy dotarły do gumki bokserek momentalnie się odsunąłem.
- Re..
- Pozwól mi.
- Nie musisz.
- Chcę - upierała się.
Nie chciałem jej powstrzymywać, ale nie chciałem żeby sama się ode mnie odsunęła, kiedy będę na skraju orgazmu.
Po takim czymś czekałaby mnie pewna choroba siniejących jąder. Mój kutas aż drżał, spragniony dotyku jej dłoni, albo tych zajebistych ust.
Pociągnęła za moje spodnie i mimo, że było kurewsko zimno, to je zdjąłem i odrzuciłem za siebie. W razie gdybym zmoczył bokserki będę ich potrzebować.
Pani Conrad i Mark zesraliby się ze szczęścia gdybym pokazał się bez nich w mieszkaniu.
Zaczepnie powoli przejechała dłońmi przy tasiemce moich bokserek, tuż przy twardniejącym fiucie.
Zimnymi palcami zaczepiła cienki materiał i zdjęła je powolnym ruchem.
- Nie drocz się ze mną - skarciłem ją cicho, a mój głos wydawał się o wiele bardziej ochrypły niż zamierzałem.
Uśmiechnęła się pod nosem i ściągnęła je w dół moich nóg, porzucając je w wodzie. Pochyliłem się do tyłu, podpierając na łokciach i lekko rozszerzyłem nogi.
Zimno jakoś mi już nie przeszkadzało.
Wszystkim co mnie interesowało było to jak Victoria powoli przesuwała swoją rękę w górę i w dół mojego kutasa, trzymając go delikatnie ale pewnie. Oblizała swoje piękne usta, zwilżając je językiem.
Widziałem, że się denerwuje ale była chętna by mnie zaspokoić.
Mój typ perfekcyjnej uległej.
Objąłem jej dłoń swoją, by poprowadzić ją wzdłuż mojej długości dokładnie tak jak lubię, a ona jakby rozbudziła się do życia.
Robiła to powoli, a z uwagi na to, że byłem przyzwyczajony do kontroli, chciałem jedynie złapać ją za włosy i odchylić jej głowę w bok. Zauważyła moje zmagania.
No dalej, weź go do buzi!
- Re - rzuciłem sfrustrowany.
- Taki niecierpliwy, panie Malik - odparła, uśmiechając się pod nosem.
Osz, kurwa, teraz to mówisz?!
- Nie mam ochoty teraz na żarty, Re. - Próbowałem panować nad głosem, ale wiedziała, że jestem już na skraju wytrzymałości.
W końcu dotknęła językiem główki mojego kutasa, a ja zamknąłem oczy, odrzucając głowę do tyłu, jakby była to największa ulga, która mnie spotkała.
Każde zakończenie nerwowe w moim ciele zdawało się mieścić w moim fiucie i czułem się, jakby ktoś robił mi loda po raz pierwszy w życiu.
Jej usta powoli oplotły się wokół całej główki, podczas gdy resztę penisa masowała wolną ręką.
Czułem się jak w ekstazie, gdy zaczęła poruszać głową, drażniąc ustami moją długość. Delikatnym ruchem przeczesałem jej włosy, a gdy podniosła na mnie szkliste oczy wydawało mi się, że już lepiej być nie może.
- Kurwa - syknąłem przez zaciśnięte zęby, czując nieprzerwanie fale rozkoszy przelewające się przez moje wnętrze.
Dziewczyna odsunęła się lekko, wysuwając mojego fiuta ze swoich ust z charakterystycznym dźwiękiem, cały czas masując resztę penisa ręką.
Minęło tyle czasu i to właśnie dlatego tak powoli nadchodził mój orgazm. Byłem, kurwa, w siódmym niebie.
Wszystkie mięśnie w moim ciele zesztywniały, gdy całą długość zatopiła w swoich ustach. Mocno zacisnąłem powieki, czując jak nogi zaczynają mi rżeć z tej piorunującej rozkoszy.
- Właśnie tak. Kurwa, Re...
Nie przestawała ssać, lizać i cholera, dodała nawet epizod z zabawą moimi jajami i przysięgam mógłbym tak trwać już zawsze.
Czasem wolę obciąganie od normalnego seksu. Zwłaszcza jeśli jest tak dobre jak robi to Victoria.
Wieki zajęło mi, żebym doszedł, ale było warto. Wszystko czujesz ze zwiększoną siłą, drżysz, przechodzą cię dreszcze, masz gęsią skórkę, dyszysz. Oczy robią ci się jak z ołowiu w przeciągu ułamków sekund. Nic cię wtedy nie interesuje.
Właśnie tak się czułem, kiedy sperma wznosiła się w górę mojego kutasa.
- Re, zaraz dojdę.
Nie odebrała mi tego uczucia, a mięśnie przy zakończeniu mojego tyłka zbiły się w jedną zwartą masę. Powoli zamknąłem oczy i zesztywniałem, a sperma wytrysnęła z mojego fiuta. Nie mogłem opanować swoich jęków i ciężkich oddechów.
Nic się, kurwa, nie liczyło. Tylko ta chwila. Cholera, wtedy mogłem już umrzeć. Czułem się spełniony, a życie nie mogło już być lepsze.
Niespodziewane spełnienie spowodowało, że nie dziewczyna odsunęła się lekko, a jej usta nie oplatały już mojej długości, więc objąłem dłonią mojego kutasa i powoli przesunąłem nią kilka razy w górę i w dół, pozwalając przeminąć cudownemu orgazmowi.
- O, mój Boże - powiedziała półgłosem, wycierając pozostałość moich soków ze swojej brody. - Dużo tego było.. - Zachichotała nieśmiało. - Zeszło ci kawałek czasu, zanim..
Nie mogłem nic odpowiedzieć. Nie byłem w stanie. Endorfiny w moim wnętrzu buzowały jak popierdolone i jedyne o czym myślałem to to, że chcę więcej.
- Minęło sporo czasu - wydyszałem, zdobywając się wreszcie by usiąść.
- Chodź do mnie! - zachęciła, odpływając na środek basenu.
Fuknąłem pod nosem i wskoczyłem do środka, podpływając do niej, gdy akurat zatrzymała się przy krawędzi basenu, spoglądając w dół na zabiegane miasto.
- Nie mogę w to uwierzyć - powiedziała, próbując powstrzymać chichot.
- W co? - Uśmiechnąłem się lekko, a moje ciało wydawało się być o wiele bardziej zrelaksowane i spokojniejsze niż wcześniej.
Czułem się zajebiście. Trochę snu byłoby mi teraz na rękę.
- Właśnie zrobiłam ci loda na dachu. - Jej uśmiech poszerzył się, a ja zachichotałem pod nosem.
- Nie wiem jak ty, ale ja całkiem lubię takie romansowanie - rzuciłem zaczepnie. Właściwie to wcale nie zaczepnie, to była prawda.
Byłem śmiertelnie poważny.
________________________________________________________________
Kochani miałam problem z oczami i musiałam ograniczyć korzystanie z komputera do minimum więc nie było mowy o wcześniejszym skończeniu rozdziału. Zresztą teraz też powinnam ograniczać gapienie się w monitor bo i tak mało widzę przez krople ale nevermind. Do rzeczy! Bejbsy myślę o tym, zeby zawiezić tłumaczenie tego bloga na jakiś miesiąc, może dwa bo po prostu chyba się już trochę z nim wypaliłam :/ Ciężko to wytłumaczyć, ale tak jakoś dziwnie, bardziej teraz traktuję to jak obowiązek niż przyjemność może dlatego że teraz te rozdziały sa nieco nudniejsze i czuje się jak Judasz możecie mi wierzyc ze wyrzuty sumienia nie dają mi spokoju przez to, że to mówię :( A może zgłosi sie od mnie ktoś kto będzie chciał tłumaczyć całe rozdziały, a ja tylko bym je sprawdzała czy wszystko trzyma się kupy i takie tam, bo na serio na razie nie mogę myśleć o tłumaczeniu kolejnego rozdziału z przyjemnością za co jest mi strasznie wstyd i ogólnie jakoś przykro :/ myślałam, że po tej tygodniowej przerwie od komputera jakoś mi się poprawi i ze świeżością podejdę do kończenia tego rozdziału, ale niestety tak się nie wydarzyło. Będę Was jeszcze informowac co i jak postanowiłam a i Wasza opinia jest bardzo mile widziana :)ps. przetłumaczyłam wszystko tak, jak napisała autorka, ale chciałam tylko sprostować, że gdy facet długo nie uprawia seksu to tak naprawdę właśnie dochodzi bardzo szybko, także tego :p możecie mówić na mnie lew starowicz lolz