wtorek, 8 lipca 2014

Rozdział 7: "Konsternacja"

Biegałem dłużej niż zazwyczaj. Myśli w mojej głowie kłębiły się coraz bardziej i zaczynałem zastanawiać się czy to był dobry pomysł.
Może powinienem zacząć znowu trenować?
Mieć trenera to dobra sprawa, ale mój akurat wkurwiał mnie niemiłosiernie. Jak z resztą każdy.
- To co zwykle, panie Malik? - zapytała Eve. Po tym jak wziąłem prysznic zszedłem na dół i usadowiłem się na wysokim stołku przy wysepce kuchennej, na której już czekała na mnie świeżo parzona herbata.
- Poproszę - bąknąłem, przeglądając nowe maile.
- Weźmie pan dzisiaj tabletkę?
- Nie. - Pokręciłem głową.
Jestem od tego silniejszy.
- Rozumiem, sir. - Jak zwykle, w jej głosie słyszałem rozczarowanie, ale nie dała tego po sobie poznać. Udało jej się to ukryć, no i dobrze, bo pewnie bym się wkurwił, gdybym to zobaczył.
- Jutro wyjeżdżam do Irlandii, nie wrócę na noc. Potrzebuję byś upewniła się, że Victoria będzie spała spokojnie.
- Oczywiście, sir.
- Odwiedzić ją może tylko Waliyha, albo Amber. Nikt inny. Blaise będzie osiągalny przez cały czas w razie gdyby był potrzebny.
Kobieta uśmiechnęła się i skinęła głową.
- Oczywiście, sir.
Wziąłem do ręki poniedziałkową gazetę i poczułem obecność Victorii obok mnie, gdy usiadła na stołku.
- Dobry - bąknęła cicho.
Zerknąłem na nią, by ocenić jej samopoczucie i wydawała się mieć dobrze.
- Dzień dobry - odpowiedziałem, ponownie skupiając się na gazecie.
Kątem oka widziałem, jak spuszcza wzrok, a po chwili podpiera się łokciami o blat i pochyla lekko do przodu.
- Możemy porozmawiać o..
- Ty już swoje powiedziałaś, teraz moja kolej - wyjaśniłem, kiedy Eve akurat stawiała przede mną talerz.
- Dzień dobry, Re. Chcesz coś na śniadanie? - zapytała kobieta, gdy kontynuowałem czytanie beznadziejnego artykułu o polityce, przeżuwając kęs jedzenia.
- Um, nie dziękuję. Jeszcze nie, najpierw wezmę prysznic, dziękuję. Ale naprawdę mam ochotę na chińszczyznę - odpowiedziała i usiadła twarzą do mnie, kiedy Eve opuściła kuchnię.
- Nie będziesz jadła chińszczyzny na śniadanie - bąknąłem.
- Wiem - odpowiedziała z uśmiechem, a ja nie przerywałem swojego posiłku.
- Chcę wiedzieć tylko czemu wczoraj się tak zachowywałeś i co sobie pomyślałeś, kiedy dowiedziałeś się, że jesteś bipolarny - zaczęła.
- Możemy porozmawiać o tym, kiedy wrócę z pracy? - zapytałem cicho, dojadając resztki śniadania i popijając wszystko herbatą.
Nie chcę teraz zadręczać się dodatkowymi myślami przed pójściem do biura. Wystarczająco wkurwiała mnie już wizja spotkania z Dwaynem i jego pieprzniętą córeczką, która nie wiedziała, że gdy mówię "nie", to na serio tak myślę.
Uparta suka.
Victoria skinęła głową i uśmiechnęła się lekko, ale widziałem, że był to wymuszony uśmiech.
- Cóż... - Wstałem z krzesła i złożyłem gazetę w pół, odkładając ją na blat. - Muszę iść do pracy. Widzimy się za kilka godzin. - Już miałem ją objąć, ale w porę przypomniałem sobie o mrocznej prawdzie i tym, jak nienawidzi mojego dotyku.
Chciałem pocałować jej usta, albo chociaż cmoknąć w policzek, ale nie mogłem. Victoria wyczuła moje wahanie, więc zrobiłem krok w tył.
- Kocham cię - powiedziałem cicho, czując ukłucie bólu.
Dziewczyna zmarszczyła czoło lekko skonsternowana, ale zaraz wróciła do naturalnego wyrazu twarzy.
- Ja ciebie też.
Uśmiechnąłem się połowicznie i bez najmniejszego dotyku wyszedłem z apartamentu. To było dziwne, wypełniało mnie pustką.
Nie zdawałem sobie wcześniej sprawy z tego, jak wiele bólu sprawia odrzucenie, a przez kilka ostatnich tygodni czułem tylko to.
Może to niedotykanie wyjdzie nam wszystkim na zdrowie? Kto wie?
Gdy tylko przekroczyłem próg pracy od razu spadło na mnie milion telefonów, prawie wariowałem, ale podobało mi się to. To pomagało mi odwrócić uwagę od innych rzeczy. Od 8 do 18 użeranie się z tym gównem, i mógłbyś pomyśleć, że miałbym chwilę na odpoczynek, ale nie.
Nie nazywali mnie człowiekiem sukcesu bez powodu. Harowałem jak wół, żeby być tam gdzie zamierzałem.
Odebrałem telefon tak szybko jak tylko zadzwonił.
- Malik!
- Sir, detektyw Dwayne właśnie przyjechał - odpowiedziała Leigh.
- Powinien być na 23 piętrze.
- Tak, sir. Już tam jest.
- Czemu nikt mnie nie uprzedził?! - Mój Malik Cell zaczął dzwonić, na co westchnąłem pod nosem. - Poczekaj..
Odebrałem komórkę w momencie, gdy dostrzegłem jak ktoś wchodzi do biura. Momentalnie poczułem ulgę w jakiś dziwny sposób, gdy okazało się, że to Victoria.
- Uh, witam, czy rozmawiam z panem Malikiem, czy..
- Zayn Malik. Kto mówi? - zapytałem bez ogródek.
- Proszę mi wybaczyć, nazywam się David Levin, dzwonię ze szkoły The City of London. Telefonuję w sprawie niecodziennej prośby pańskiej siostry.
Zmarszczyłem czoło.
- Safy?
- Tak. Bardzo pochlebnie się o panu wyrażała, panie Malik. Jako dyrektor szkoły chciałbym serdecznie pana zaprosić w roli naszego rzecznika na rozdanie nagród rocznikom od 2011 do 2013 w przyszłym miesiącu.
- To zaszczyt, panie Levin, ale jak chyba pan wie, jestem raczej zajętym człowiekiem. Mogę dać panu jeszcze znać w tej sprawie?
- Oczywiście, panie Malik.
- Poproszę moją asystentkę, żeby się z panem skontaktowała w celu uzyskania wszystkich szczegółów i z niecierpliwością oczekuję kolejnej rozmowy. - Rozłączyłem się wstając zza biurka i gestem ręki wskazałem Victorii, żeby poszła za mną, gdy wychodziłem z gabinetu, by porozmawiać z Leigh.
Wręczyłem jej swojego Malik Cella, a ona przyjęła go bez słowa, czekając na na dalsze rozkazy.
- Leigh, skontaktuj się z panem Levinem. Panna Greene i ja będziemy uczestniczyć w spotkaniu z Dwaynem. Dziękuję.
- Tak, sir.
- Cześć. - Uśmiechnąłem się lekko do Victorii, gdy spojrzała na mnie z dołu.
- Cześć - odpowiedziała również się uśmiechając.
Ta potrzeba dotknięcia jej budowała we mnie dość szybko, ale powstrzymałem się. Nie wiedziałem, że mogę wykazywać się tak dużą dozą samokontroli.
- Chodź, detektyw już czeka.
Jedyną drogą, by dostać się piętro docelowe była oczywiście podróż jebaną windą, która na pewno nie pomagała w panowaniu nad sobą przy Victorii.
Uwięzieni w małej, zdefiniowanej przestrzeni, z dziwnym kuszącym napięciem między nami, to coś co szczególnie utrudniało mi ignorowanie sytuacji.
Jej niewinność i spokojne zachowanie było niczym w porównaniu z jej silną obecnością. To było nie do opisania od dnia w którym ją tylko zobaczyłem.
Myślałem sobie nawet czasami, że gdyby nie to, że została wykorzystana seksualnie byłaby na pewno jedną z najlepszych domin, jak i zarówno najgorszym koszmarem swoich uległych, w najlepszym znaczeniu tego słowa.
- Nie przygryzaj wargi, skarbie. - Uśmiechnąłem się pod nosem i spuściłem wzrok na swoje buty, tylko po to by zerknąć na nią chwilę później. Stała zarumieniona i próbowała powstrzymać nieśmiały uśmiech.
Drzwi w końcu rozsunęły się przed nami, więc wyszliśmy na korytarz, kierując się w stronę sali konferencyjnej gdzie czekali już na nas Panna Zdesperowana i jej ojciec. Uścisnęliśmy sobie dłonie na przywitanie, ale gdy przyszło do mnie i do Kayli nawet zbytnio na siebie nie spojrzeliśmy.
- Victorio, miło znowu cię widzieć - zaczął Dwayne, usadawiając się na jednym z krzeseł.
Zerknąłem na blat stołu na którym ułożone zostały jakieś papiery. Kopii było dziesięć, więc stałem się jeszcze bardziej podejrzliwy.
- Spodziewamy się jeszcze kogoś? - zapytałem, unosząc brew.
- Tak, właściwie tak. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko.
Zmrużyłem oczy uważnie mu się przyglądając.
- Czy to naprawdę konieczne?
Kayla uśmiechnęła się w pożałowaniu i fuknęła pod nosem.
- Bardzo konieczne, Zayn - odparł Dwayne. - Na ostatnim spotkaniu doszliśmy do jednej rzeczy. Większość ofiar ze zdjęć okazało się utrzymywać z tobą relacje seksualne. No, oprócz Waliyhii, Eleny i naszej najnowszej ofiary, Tailii.
Przytaknąłem i próbowałem nawiązać kontakt wzrokowy z Victorią, ale nawet na mnie nie patrzyła.
Była zdenerwowana, widziałem to.
- Od momentu naszego ostatniego spotkania, razem z Kaylą odnaleźliśmy wszystkie ofiary Devona i zaprosiliśmy je tuta..
- Nie powinieneś najpierw zapytać mnie o zdanie, zanim wmieszałeś w to innych ludzi?! - Zgromiłem go wzrokiem.
- Ci inni ludzie, to ofiary. Powinny tu być nawet bardziej niż ty - wtrąciła Kayla, na co od razu rzuciłem jej niezbyt przyjazne spojrzenie.
- Powinny już tu być. Kayla, skarbie, mogłabyś sprawdzić?
- Jasne, tato. - Wstała ze swojego miejsca i w ciszy wyszła z pomieszczenia.
- Nie rozumiem czemu akurat wszystkie muszą tu być w tym samym czasie!
- A czemu nie? Gdyby nie ty, w ogóle nie musiałby przez to przechodzić...
Gdyby nie ja?! Co do chuja! Ja pierdolę. Tu nie chodzi o jakichś zwykłych ludzi, tylko wszystkie moje byłe uległe.
- Jaja sobie, kurwa, robisz?!
- Nie ma się co denerwować. Przy okazji, Victorii dobrze zrobi, kiedy je pozna.
Westchnąłem rozdrażniony, a serce zaczęło walić mi jak oszalałe, kiedy drzwi do sali otworzyły się.
I wszyscy zastanawiają się, czemu tak nie lubię niespodzianek.
Osz, kurwa. No to jedziemy...
Kayla weszła jako pierwsza, za nią Megan, Stephanie, Abigail, Tayna, Laurell, Stacey, Toni i tak dalej. Wszystkie.
Włączając w to jedyną w swoim rodzaju, Emmę Donaldson.
Każda z brunetek usiadła przy stole, wlepiając we mnie swój wzrok.
Przez chwilę zerkały na siebie, a ja obserwując je wszystkie siedzące obok siebie zdałem sobie sprawę z tego, jak bardzo są podobne.
- Bardzo się cieszę, że wszystkim wam udało się dotrzeć, dziękuję - zaczął detektyw, a ja z lękiem oczekiwałem każdej kolejnej minuty tego spotkania.


***

Prawie wystrzeliłem z fotela, kiedy okazało się, że spotkanie dobiegło końca. Towarzystwo moich byłych uległych i obecnej dziewczyny w jednym pomieszczeniu przyprawiało mnie o mdłości.
- No cóż, to było interesujące - bąknęła Victoria z rozczarowaniem w głosie.
Detektyw Dwayne wstał, by otworzyć drzwi wychodzącym, więc odetchnąłem ciężko i stanąłem obok niego.
- Wywiń taki numer jeszcze raz... - zagroziłem półgłosem, ale zaraz uśmiechnąłem się nieszczerze do jednej z moich byłych uległych, która akurat wychodziła z sali. - Może mi się czasem wymsknąć przy twojej żonie, co robiłeś w ostatniego sylwestra z jej najlepszą przyjaciółką. Obecność tych dziewczyn na dzisiejszym spotkaniu nie była konieczna i dobrze o tym wiedziałeś. - Zbliżyłem się do drzwi, otwierając je szerzej, by dać mu jasno do zrozumienia, że ma wyjść. 
- To sprawa karna, a nie interwencja związkowa, panie Malik. - Uśmiechnął się wymuszenie i odwrócił, by pożegnać resztę.
Prychnąłem pod nosem i zgromiłem go wzrokiem, ale zaraz zaraz skupiłem się na Emmie, która zbliżyła się do wyjścia.
- Emma.
Zatrzymała się częściowo skonsternowana i odsunęła na bok, umożliwiając przejście innym. 
- Jak się masz? Moja mama próbowała cię złapać - zapytałem, a ona uśmiechnęła się ciepło.
- Dobrze.. - odpowiedziała, a jej wzrok złagodniał i zdałem sobie sprawę z tego, że patrzy na Victorię. 
- Victoria, jak się czujesz?
Zmarszczyłem czoło na ułamek sekundy i nieźle się zdziwiłem, gdy obie się przytuliły. 
Coś mnie ominęło?
- Sir, miło znowu pana widzieć - odezwał się jakiś mały głosik. Wiedziałem do kogo należy bez patrzenia. Abigail.
- Abby, cała przyjemność po mojej stronie - odpowiedziałem, odwracając się twarzą do niej. Nie patrzyła na mnie i wiedziałem dlaczego.
Och, te wspomnienia o byciu dominantem.
- Mam nadzieję, ze wszystko w porządku, sir.
- Dziękuję, że pytasz - urwałem na sekundę. - Abigail - bąknąłem surowo, a ona podniosła na mnie wzrok.
Nigdy wcześniej nie zdawałem sobie sprawy z tego jak bardzo mi tego brakuje. 
Dominacja.
- Możesz już iść.
Zawsze była taka posłuszna. To jedna z jej najlepszych cech, tak samo jak i najgorszych. Była grzeczna, więc nie miałem za co jej karać, dlatego też ją odprawiłem.
Idealna uległa, niewpasowująca się w moje wymagania.
Jako ostatni z pomieszczenia wychodzili Kayla i Dwayne, ale nie kłopotałem się by ich pożegnać. Jedynie zamknąłem za nimi drzwi, zanim mogli cokolwiek jeszcze powiedzieć.
 - Zawsze będziesz miała kolejną szansę - powiedziała Emma, a gdy odnalazłem je wzrokiem, wyglądały na pochłonięte rozmową.
- Dziękuję, Emma - szepnęła Victoria, a ja uniosłem brew, kiedy znowu się przytuliły.
- Masz rację, Victoria. Zayn, nie wyglądasz zbyt dobrze - bąknęła szczerze, gdy zacząłem poprawiać swój krawat. - Co z tobą?
Wzruszyłem ramionami, skupiając wzrok na Victorii, która stanęła obok Emmy, zakładając ręce na piersiach.
- Dowiedziałem się, że jestem bipolarny, co nie zdziwiło specjalnie nikogo innego, oprócz mnie.
Emma zerknęła z góry na Victorię, po czym znowu wróciła na mnie wzrokiem.
- Wiesz co to bipolarność, Zayn?
Zawahałem się, ale szybko wróciłem do swojego naturalnego wyrazu twarzy.
- Nie specjalnie.
- Zrób małe rozeznanie, skarbie. Tak będzie lepiej nie tylko dla ciebie, ale i dla niej. Miło było widzieć was oboje. Mam szczerą nadzieję, że sobie z tym poradzisz, Victorio. - Kobieta uśmiechnęła się ciepło, po czym wyszła zostawiając nas samych.
Spojrzałem na Victorię, a ona westchnęła cicho. 
- A myślałam, że siedzenie na przeciwko Kayli jest onieśmielające - zaczęła i wiedziałem, co powie jako następne. - Ale widzieć je wszystkie na raz?! - Zamrugała gwałtownie. - Wyglądamy prawie identycznie.
- Prawie - powtórzyłem, krzywiąc się lekko.
- Kayla i Emma wyglądają tak samo. Nie przypominają pozostałych, a... - zaczęła, przygryzając dolną wargę. - A ja. Czemu cała reszta wygląda jak ja?
- Nie ma konkretnego powodu, taki po prostu mam gust - próbowałem wyjaśniać zgodnie z prawdą zresztą, ale nie miałem szansy skończyć.
- Przepraszam, nie powinnam zaczynać tego tematu - przerwała mi, cofając się wgłąb pomieszczenia po swój sweter. - Zobaczymy się w domu. - Skierowała się do wyjścia, a kiedy mnie mijała zrobiłem wszystko by jej nie dotknąć, więc żeby ją zatrzymać musiałem podnieść głos.
- Victoria!
Westchnęła pod nosem i odwróciła się twarzą do mnie.
- Co?!
Mój umysł zaczynał mnie przerażać. Nie wiedziałem co mam jej powiedzieć, bo cokolwiek bym nie powiedział wywoła to kolejną kłótnię, a szczerze nienawidziłem się z nią kłócić.
Postanowiłem to zakończyć.
- Kocham cię - bąknąłem.
Rozluźniła się lekko i zamrugała kilkakrotnie, kiedy zmęczenie zawładnęło jej rysami twarzy.
- Ja też cię kocham.
- Chodź - poleciłem, kierując się w stronę drzwi. Zanim je otworzyłem odwróciłem się twarzą do niej, z bliska dokładnie widząc lekkie piegi na grzbiecie jej nosa i delikatne wgłębienia na policzkach, które robiły się widoczniejsze gdy się uśmiechała. Była przepiękna, a możliwość obserwowania jej z tak bliska pozbawiła mnie trzeźwego myślenia, więc do rzeczywistości wróciłem dopiero gdy już w połowie pochylałem się nad nią, by ją pocałować.
Momentalnie się cofnąłem, a ona zamrugała lekko skonsternowana.
Spojrzała na mnie zbita z tropu i z poczuciem odrzucenia.
- Zayn..
- Idź - bąknąłem nisko i pospiesznie.
- Czemu nie chcesz mnie dotknąć? - szepnęła.
Zamrugałem kilkakrotnie, bo było to najgłupsze pytanie jakie mogła zadać, ale postanowiłem tego nie komentować.
- Po pracy - bąknąłem a ona zaczerpnęła głęboki oddech.
- Okej - przytaknęła. - Po pracy - powtórzyła.


***


Kończąc pracę przypomniałem sobie coś, co Victoria powiedziała mi tego rana. Miała ochotę na chińskie jedzenie.
W drodze do domu podjechałem po jedzenie na wynos. Układałem zdania w głowie tak, by Victoria mogła je zrozumieć, ale nie byłem pewny czy cokolwiek pojmie.
Musiałem poinformować ją o moim jutrzejszym wyjeździe do Irlandii. Miałem nadzieję, że będzie chciała jechać tam ze mną. Nie chciałem zostawiać jej samej. 
- Masz wolny jutrzejszy poranek, Mark - powiedziałem, gdy podjechaliśmy pod windę.
- Dziękuję, sir - odparł, kiedy akurat wysiadałem z samochodu, w jednej ręce trzymając torbę z laptopem, a w drugiej foliową zrywkę z chińszczyzną. 
Gdy tylko wszedłem do kuchni, zaraz odłożyłem opakowania na blat, by podnieść wzrok na wchodzącą Eve. 
- Życzy sobie pan, żebym podała to na talerzach? - Uśmiechnęła się, gdy zacząłem obluzowywać krawat.
Odłożyłem laptopa na krzesło i wzruszyłem ramionami.
- Nie trzeba, tak będzie dobrze. Dziękuję.
- Wszystko jest już przygotowane przy basenie. Victoria jest na dole.
Uniosłem brew i skinąłem głową.
- Dziękuję, Eve.
Skierowałem się w stronę biblioteki, a potem schodami w dół. Zabrałem Victorię tam tylko raz, kiedy ćwiczyłem.
Uchyliłem drzwi siłowni i zajrzałem do środka, zauważając, że panują tam egipskie ciemności.
Tam jej nie było.
Przeszedłem dalej w pobliże pokoju rekreacyjnego i uśmiechnąłem się pod nosem słysząc dźwięk rozbijanych kul bilardowych. Wszedłem do środka i w ciszy splotłem dłonie na piersiach. Victoria pochylała się nad stołem z tą swoją kurewsko seksowną miną pełną skupienia.
- Victoria.
Celowała w białą bilę, ale spudłowała, nagle rozproszona moją niespodziewaną obecnością.
Zbita z tropu, zaczerwieniła się od razu i odłożyła kij bilardowy na stół.
- Przestraszyłeś mnie! - odezwała się.
- Sorry - zachichotałem półgłosem. - Jesteś głodna?
Uśmiechnęła się nieśmiało.
- Troszeczkę.
- Chodź. - Poprowadziłem ją na górę, potem długim korytarzem prosto do kuchni. - Zjemy kolację. Chińszczyzna?
- Kupiłeś chińszczyznę?
Uśmiechnąłem się.
- Tak, a przy okazji możemy omówić kilka rzeczy. - Podszedłem do lodówki, by wyjąć z niej pojemniki z jedzeniem i zauważyłem, że nadal są ciepłe.
Zjedliśmy siedząc przed telewizorem. Między nami było ciszej niż bym sobie tego życzył, ale nie narzekałem. Cisza była okej. Kiedy tylko wypłynął temat spotkania, wiedziałem, że poprowadzi to do czegoś poważniejszego.
- Naprawdę myślisz, że to co robi Dwayne w niczym nie pomoże? - zapytała Victoria, kończąc swoją porcję.
- No, tak mi się wydaje.. - zacząłem i usiadłem twarzą do niej. - Obecność ich wszystkich nie była konieczna. Kayla nie wspomniała nawet słowem o tym, czego dowiedziała się od Tayli.
Victoria skinęła potakująco.
- Dwayne powinien przesłuchać je pojedynczo i ściśle prywatnie, otwarte spotkanie z ofiarami nie jest normalne. - Zmarszczyłem czoło.
Dziewczyna pozbierała puste opakowania po jedzeniu i zaczęła sprzątać, a ja wstałem i rozprostowałem swoje kończyny.
- Zostaw to. Chodź. - Uśmiechnąłem się, ciągnąc ją ponownie w stronę korytarza.
Gestem ręki wskazałem jej drogę w górę po schodach.
Otworzyłem dla niej drzwi prowadzące na dach i przepuściłem ją w nich.
- Po co tu przyszliśmy? Zimno jest - zapytała Victoria.
Przechodząc przez próg, zdjąłem marynarkę i zarzuciłem jej na ramiona.
- Zjemy tutaj deser.
Podszedłem do miejsca, które wcześniej wyznaczyłem do przygotowania i tak jak planowałem, wszystko było gotowe. Stół czekał zastawiony wyłącznie dla naszej dwójki.
Na środku stały dwie świeczki i bukiet białych róż. Białe. Zawsze białe. Czerwone płatki róż rozsypane zostały wokół stolika i w myślach podziękowałem Eve za to, że nie myślała szablonowo.
Nie wiedziałem nawet co robię. Randki nigdy nie były moją mocną stroną, więc ciągle uczyłem się tych wszystkich pierdół, które dziewczyny tak zdawały się lubić.
- Ale to piękne - zawołała przyciszonym głosem Victoria, kiedy odsunąłem dla niej krzesło.
- Mogę liczyć na towarzystwo? - zapytałem z małym uśmiechem, pospieszając dziewczynę.
- Oczywiście! - Uśmiechnęła się szeroko i usiadła, a ja zająłem miejsce na przeciwko niej.
- Szampana? - zaoferowałem, a ona z konsternacją uniosła brew.
- Jasne.
Otworzyłem butelkę, po czym napełniłem nasze kieliszki musującym napojem. Zdjąłem srebrną pokrywkę z tortu stojącego na stole i odłożyłem ją na bok.
Victoria uśmiechnęła się szeroko i skinęła głową, zawieszając wzrok na słodkości między nami.
- Czy to to o czym myślę?
Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Podwójny tort czekoladowy z polewą malinową i bitą śmietaną.
- Skąd wiedziałeś, że to mój ulubiony deser?! - zawołała z szeroko otwartą buzią.
- Twoja matka mi powiedziała - oznajmiłem.
- Gadałeś z nią?
Przytaknąłem, a ona popatrzyła na mnie pytająco.
- Za dwa tygodnie lecę do Ameryki. To służbowa podróż. Chcę żebyś tam ze mną była. Może przy okazji odwiedziłabyś swoją mamę.
Victoria uśmiechnęła się i sięgnęła po nóż, by ukroić kawałek tortu.
- Strasznie bym chciała! Tak bardzo za nią tęsknię - bąknęła, kładąc jedną porcję słodkiego deseru na moim talerzu.
Złapałem ją za dłoń, by wyjąć z niej nóż, a ona momentalnie zamarła. Kurwa, nienawidziłem kiedy tak na mnie patrzyła. Jakbym był kimś innym.
Devonem.
Jednak dotyk jej skóry sprawił, że w końcu się rozbudziłem chcąc jeszcze więcej.
- Pozwól, że ja to zrobię - mruknąłem surowo. Ukroiłem jej kawałek i ostrożnie położyłem na talerzu, a cisza między nami zdawała się rosnąć.
Odchrząknąłem, odpychając na dalszy plan moje pożądliwe myśli.
- Chcesz lecieć ze mną jutro do Irlandii?
Dziewczyna nabrała małą porcję cista do ust i zaczęła powoli przeżuwać. Kiedy się odezwała, kawałek tortu wypadł jej z ust i nie mogłem powstrzymać się od śmiechu.
- Do Irlandii? - powtórzyła.
- Tak, Victorio.
- To naprawdę dobre ciasto - bąknęła, wkładając do ust kolejnego kęsa.
Ja nie miałem jeszcze okazji spróbować swojego.
- Chcesz? - zapytałem ponownie.
- Po co lecisz do Irlandii? - zaoponowała, biorąc następną porcję do ust.
- Skarbie, zwolnij. - Zmarszczyłem czoło. Jadła zbyt szybko. - Muszę sfinalizować kilka umów odnośnie nowej nieruchomości.
Odłożyła łyżeczkę deserową na talerzyk i oblizała palce z bitej śmietany.
Spiorunowałem ją wzrokiem.
Nie rób tak. Proszę.
- Sorry. - Uśmiechnęła się, a ja ściągnąłem brwi.
Powiedziałem to na głos?
- Lubię bitą śmietanę - wyznała, wzruszając ramionami.
Poprawiłem swoja pozycję siedzącą i wziąłem do ust pierwszy kawałek tortu. Był dobry, ale nie aż tak dobry jak moje niebezpiecznie niegrzeczne myśli.
- Nigdy wcześniej nie byłam w Irlandii - powiedziała niepewnie.
- Nic.. - zająknąłem się. - Nic nie szkodzi.
- Nie będzie ci przeszkadzać, jeśli zostanę? Chciałabym spotkać się z Tedem w sprawie Java Hut.
Przytaknąłem lekko zawiedziony.
- Zostanę tam na noc.
Zmarszczyła czoło.
- Na noc?! - powtórzyła z lekkim niedowierzaniem, na co tylko skinąłem głową.
- Och. Po co?
- To podróż z noclegiem.
Spuściła wzrok.
- No tak, a musisz tam zostawać na noc?
Skinąłem głową.
- Okej. - Kontynuowała swoje jedzenie, ale po chwili wahania, ponownie odłożyła łyżeczkę. - Wiem, że to nienajlepszy moment, ale nie mogłam dzisiaj przestać o tobie myśleć. Martwię się o ciebie.
Zmarszczyłem czoło.
- Niepotrzebnie.
- Możesz mi, w takim razie, przynajmniej powiedzieć co się dzieje? - zapytała. - Obiecałeś, że pogadamy o tym jak skończysz pracę.
- To skomplikowane..To znaczy, wiesz, jestem bipolarny. Pierwszym krokiem jest akceptacja, ale nadal wypieram tę informację bo mojej lekarce zajęło około pół roku zdiagnozowanie tej przypadłości. - Zamilkłem na chwilę. - Sześć miesięcy - powtórzyłem akcentując każde słowo. - Przez to myślę, że albo może mi się tylko pogorszyć, albo na serio jestem stuknięty.
- Nie jesteś.. - przerwała mi.
- To kim jestem?! - wybuchnąłem, a ona aż podskoczyła.
- Jesteś człowiekiem - szepnęła.
Pokręciłem głową i zacząłem rozgrzebywać ciasto łyżeczką.
- Nawet nie wiedziałem. Wszyscy dookoła wiedzieli.
Spuściła wzrok.
- Chorzy nie są świadomi, że to mają. To normalne.
- Kłopoty z panowaniem na złością są do zaakceptowania, ale bipolarność?! - Skrzywiłem się. - I ona mówi mi to dopiero teraz?! Tak, kurwa, znienacka?!
- Uspokój się - bąknęła cicho.
- Jestem spokojny! - syknąłem i dopiero potem zdałem sobie sprawę z tego, że daleko mi do spokoju. Westchnąłem poirytowany i przeczesałem włosy palcami.
- Mogę ci pomóc.
Potrząsnąłem głową i odrzuciłem łyżeczkę na talerz.
- Masz swoje własne problemy.
- Chcesz pomóc mi? Daj najpierw pomóc sobie w takim razie.
- Nie możesz - powiedziałem kręcąc przecząco głową.
- Dlaczego?
Do kurwy nędzy. Te pytania naprawdę działały mi na nerwy. Jak ja miałem jej cokolwiek odpowiedzieć, kiedy sam nie znałem odpowiedzi!
- Bo nie mogę cię dotykać. Bo nie umiem nad sobą panować. Dodatkowo muszę brać jakieś prochy, żeby całkiem nie stracić rozumu!
- Tabletki ci pomogą, Zayn.
- Skąd niby możesz to wiedzieć?!
Wzruszyła ramionami.
- Nie wiem, ale próbując nic nie tracisz.
- To oznaka słabości.
Jej wyraz twarzy zmienił się ze zmartwienia w bardziej wyrazisty.
- To oznaka nowego startu. Pozytywnego nastawienia.
Pozytywnego?! Nawet nie wiem co to znaczy! Wiedziałem jednak, że nie chcę brać tych tabletek. Nie chciałem czuć się jak nieudacznik.
Zamierzałem wyzdrowieć tylko przy pomocy mojej silnej woli.
Wstałem gwałtownie i odszedłem od stołu, ale zaraz zatrzymałem się w miejscu i odwróciłem twarzą do niej.
- Mogą pomóc ustabilizować moje wahania nastrojów, ale na pewno nie pozbawią mnie tego poczucia winy i bólu, przez to wszystko co na ciebie ściągnąłem.
Usłyszałem dźwięk krzesła odsuwanego od stołu.
- Zayn! Właśnie o to chodzi?! O mnie?
Ponownie się zatrzymywałem i westchnąłem ciężko, zanim stanąłem z nią twarzą w twarz. Stała kilka metrów ode mnie.
- Nie chcę dłużej o tym gadać - powiedziałem, z trudem panując nad buzującą złością.
Przechyliła głowę w bok, jakby chciała zlustrować mnie dogłębniej.
- Powiedz mi.
Zamknęła dystans między nami, zatrzymując się zaraz przede mną. Normalnie chwycił bym jej dłoń i zaczął bawić się końcówkami jej włosów, jakby to miało mi w czymś pomóc.
- Nienawidzę tego wszystkiego co ci zrobiłem, Victoria. Skrzywdziłem cię niezliczoną ilość razy i nie mam pojęcia czemu za każdym razem wszystko mi wybaczałaś.
- Bo to właśnie dzięki tobie stałam się silna. Pomogłeś mi.
- Teraz to co innego! - rzuciłem sfrustrowany. - Re, nie mogę cię nawet dotykać - wyjaśniłem.
- Możesz. Chodzi po prostu o element zaskoczenia, to tego się boję.
Zamknąłem oczy i zacząłem myśleć nad tym co powiedziała, palcami skubiąc czubek mojego nosa.
- Mam dużo na głowie. Nie mogę.. Nie mogę teraz o tym gadać. Zapomnij, że cokolwiek ci powiedziałem - wyszeptałem.


***


Moje ciało zachowywało się jak zaprogramowane, by budzić się o tej porze. To zaczęło się razem z tymi koszmarami. Właściwie to nie można było tego nazwać snem, bo mój umysł cały czas pracował na najwyższych obrotach, nie pozwalając mi odpocząć.
Spodziewałem się poczuć ruch obok mnie na łóżku w ciągu kilku najbliższych sekund. Victoria zaraz powinna się obudzić, zaalarmowana koszmarem. Zerknąłem na nią, ale nie odnalazłem jej na swoim stałym miejscu. Przez sekundę zwaliłem to na karb mroku panującego w pokoju, ale zaraz utwierdziłem się w tym, że naprawdę jej tam nie ma.
Gdzie ona się podziała?
Naciągnąłem na siebie spodnie i zacząłem węszyć po apartamencie, zastanawiając się po co w ogóle kupiłem tak wielkie mieszkanie. Przez chwilę nawet wyobrażałem sobie jak między meblami biega jakiś dzieciak. Bóg jeden raczy wiedzieć, ile czasu szukalibyśmy tej małej istotki, gdyby postanowiła się gdzieś przed nami ukryć. 
Po przeszukaniu wszystkich pokoi na dole, wspiąłem się po schodach na sam dach apartamentowca i odnalazłem Victorię przy brzegu basenu, siedziała ze stopami zanurzonymi w wodzie.
Żałowałem, że nie zabrałem ze sobą żadnej bluzy, albo płaszcza bo było tam kurewsko zimno. Tyle właśnie przyszło mi z spania bez koszulki.
Rozcierając dłonie, by dostarczyć im odrobiny ciepła, podwinąłem nieco spodnie i przysiadłem obok Victorii, która aż poskoczyła w efekcie mojej niespodziewanej obecności. Wsunąłem nogi do chłodnej wody.
- Martwiłem się, nie mogłem cię znaleźć - bąknąłem.
- Co tu ty robisz, bez koszulki na dodatek! Zmarzniesz na kość - skarciła mnie, na co uśmiechnąłem się lekko.
- Nie było cię w łóżku, w środku też nie mogłem cię znaleźć i tak jakby ostatnią rzeczą, o której myślałem to zakładanie koszulki. - Zamilkłem i spojrzałem w kierunku, gdzie utkwiła wzrok, podziwiając światła miasta. - Po co tu przyszłaś?
Westchnęła cicho i zerknęła w stronę osamotnionego stołu, wokół którego nadal leżało trochę płatków róż. Większość z nich została niestety zdmuchnięta przez wiatr.
- Nie miałam okazji wcześniej przyjrzeć się dokładnie temu wszystkiemu co tam przyszykowałeś - bąknęła.
Zerknąłem na stolik i zmarszczyłem czoło skonsternowany. 
- Co masz na myśli?
- No te całe świece i płatki róż. To było romantyczne. - Uśmiechnęła się.
- Naprawdę? - zapytałem z niedowierzaniem, a ona ochoczo przytaknęła.
- Tak. Bardzo! - Chwyciła moją dłoń, na co aż się wzdrygnąłem. - Słuchaj, myślałam o tym co mówiłeś. To znaczy tak, czasem boję się kiedy mnie dotykasz, ale nie za każdym razem.
Spuściłem wzrok, lekko skonsternowany i nie do końca wiedziałem co powiedzieć.
- Przechodzisz przez tak wiele - szepnęła.
- Nic mi nie jest - odpowiedziałem, siląc się na uśmiech, gdy wreszcie podniosłem na nią wzrok, a ona popatrzyła na mnie z pożałowaniem.
- Nie kłam.
Uniosłem brew.
- Panno Greene, czy pani właśnie zakwestionowała to co powiedziałem?
Dziewczyna uśmiechnęła się i wstała, by zdjąć koszulkę.
- Argh...Co ty robisz?
Nie przerwała pozbawiania się ubrań, więc wstałem i zrobiłem krok do tyłu, gdy tylko sięgnęła do zapięcia swojego stanika.
- Victoria!
- Co? - zachichotała. - Jeszcze nigdy wcześniej nie pływałeś nago w tym basenie?
Zmarszczyłem czoło.
- Nie. Wiesz, że nie pływam zbyt często.
- Nigdy nie pływasz. No może tylko raz wtedy na Bora Bora i kiedy byliśmy w Ameryce w tym SPA. - Uśmiechnęła się, zdejmując majtki i żartobliwie rzuciła nimi we mnie. - Mogę liczyć na towarzystwo, sir?
Dziewczyna zanurkowała, a ja z powrotem przysiadłem na skraju basenu mocząc nogi w wodzie.
Victoria wynurzyła się spod tafli i bardzo powoli podpłynęła do mnie.
- Chyba masz dobry humor. - Uśmiechnąłem się, a ona tylko wzruszyła ramionami, kładąc swoje dłonie niebezpiecznie blisko mojego krocza.
Pochyliłem się, by zmniejszyć dystans między nami, a ona uśmiechnęła się pod nosem.
- Piłaś? - zapytałem.
- Może - odpowiedziała, delikatnie przejeżdżając opuszkami palców po moim torsie. Był to najprzyjemniejszy dotyk na świecie i taki inny.
Nie bała się dotykać mnie, bała się, kiedy to ja dotykałem ją. Podobało jej się trzymanie władzy, więc właśnie to jej dałem.
Na razie.
Wynurzyła się z wody jeszcze bardziej i cmoknęła mnie w usta. Zamarłem momentalnie bo wiedziałem, że jej trzeźwy umysł nie zrobiłby żadnej z tej rzeczy, którą zrobiła dotychczas. Kurwa, normalnie już nalegałbym na coś więcej, ale wtedy nie mogłem się ruszyć.
Nie dotknąłem jej, ale też nie odepchnąłem.
Droczyła się z moim kutasem.
Kiedy jej pocałunek zaczął się pogłębiać, jej wilgotne dłonie zjechały w dół mojego torsu, a gdy dotarły do gumki bokserek momentalnie się odsunąłem.
- Re..
- Pozwól mi.
- Nie musisz.
- Chcę - upierała się.
Nie chciałem jej powstrzymywać, ale nie chciałem żeby sama się ode mnie odsunęła, kiedy będę na skraju orgazmu.
Po takim czymś czekałaby mnie pewna choroba siniejących jąder. Mój kutas aż drżał, spragniony dotyku jej dłoni, albo tych zajebistych ust.
Pociągnęła za moje spodnie i mimo, że było kurewsko zimno, to je zdjąłem i odrzuciłem za siebie. W razie gdybym zmoczył bokserki będę ich potrzebować.
Pani Conrad i Mark zesraliby się ze szczęścia gdybym pokazał się bez nich w mieszkaniu.
Zaczepnie powoli przejechała dłońmi przy tasiemce moich bokserek, tuż przy twardniejącym fiucie.
Zimnymi palcami zaczepiła cienki materiał i zdjęła je powolnym ruchem.
- Nie drocz się ze mną - skarciłem ją cicho, a mój głos wydawał się o wiele bardziej ochrypły niż zamierzałem.
Uśmiechnęła się pod nosem i ściągnęła je w dół moich nóg, porzucając je w wodzie. Pochyliłem się do tyłu, podpierając na łokciach i lekko rozszerzyłem nogi.
Zimno jakoś mi już nie przeszkadzało.
Wszystkim co mnie interesowało było to jak Victoria powoli przesuwała swoją rękę w górę i w dół mojego kutasa, trzymając go delikatnie ale pewnie. Oblizała swoje piękne usta, zwilżając je językiem.
Widziałem, że się denerwuje ale była chętna by mnie zaspokoić.
Mój typ perfekcyjnej uległej.
Objąłem jej dłoń swoją, by poprowadzić ją wzdłuż mojej długości dokładnie tak jak lubię, a ona jakby rozbudziła się do życia.
Robiła to powoli, a z uwagi na to, że byłem przyzwyczajony do kontroli, chciałem jedynie złapać ją za włosy i odchylić jej głowę w bok. Zauważyła moje zmagania.
No dalej, weź go do buzi!
- Re - rzuciłem sfrustrowany.
- Taki niecierpliwy, panie Malik - odparła, uśmiechając się pod nosem.
Osz, kurwa, teraz to mówisz?!
- Nie mam ochoty teraz na żarty, Re. - Próbowałem panować nad głosem, ale wiedziała, że jestem już na skraju wytrzymałości.
W końcu dotknęła językiem główki mojego kutasa, a ja zamknąłem oczy, odrzucając głowę do tyłu, jakby była to największa ulga, która mnie spotkała.
Każde zakończenie nerwowe w moim ciele zdawało się mieścić w moim fiucie i czułem się, jakby ktoś robił mi loda po raz pierwszy w życiu.
Jej usta powoli oplotły się wokół całej główki, podczas gdy resztę penisa masowała wolną ręką.
Czułem się jak w ekstazie, gdy zaczęła poruszać głową, drażniąc ustami moją długość. Delikatnym ruchem przeczesałem jej włosy, a gdy podniosła na mnie szkliste oczy wydawało mi się, że już lepiej być nie może.
- Kurwa - syknąłem przez zaciśnięte zęby, czując nieprzerwanie fale rozkoszy przelewające się przez moje wnętrze.
Dziewczyna odsunęła się lekko, wysuwając mojego fiuta ze swoich ust z charakterystycznym dźwiękiem, cały czas masując resztę penisa ręką.
Minęło tyle czasu i to właśnie dlatego tak powoli nadchodził mój orgazm. Byłem, kurwa, w siódmym niebie.
Wszystkie mięśnie w moim ciele zesztywniały, gdy całą długość zatopiła w swoich ustach. Mocno zacisnąłem powieki, czując jak nogi zaczynają mi rżeć z tej piorunującej rozkoszy.
- Właśnie tak. Kurwa, Re...
Nie przestawała ssać, lizać i cholera, dodała nawet epizod z zabawą moimi jajami i przysięgam mógłbym tak trwać już zawsze.
Czasem wolę obciąganie od normalnego seksu. Zwłaszcza jeśli jest tak dobre jak robi to Victoria.
Wieki zajęło mi, żebym doszedł, ale było warto. Wszystko czujesz ze zwiększoną siłą, drżysz, przechodzą cię dreszcze, masz gęsią skórkę, dyszysz. Oczy robią ci się jak z ołowiu w przeciągu ułamków sekund. Nic cię wtedy nie interesuje.
Właśnie tak się czułem, kiedy sperma wznosiła się w górę mojego kutasa.
- Re, zaraz dojdę.
Nie odebrała mi tego uczucia, a mięśnie przy zakończeniu mojego tyłka zbiły się w jedną zwartą masę. Powoli zamknąłem oczy i zesztywniałem, a sperma wytrysnęła z mojego fiuta. Nie mogłem opanować swoich jęków i ciężkich oddechów.
Nic się, kurwa, nie liczyło. Tylko ta chwila. Cholera, wtedy mogłem już umrzeć. Czułem się spełniony, a życie nie mogło już być lepsze.
Niespodziewane spełnienie spowodowało, że nie dziewczyna odsunęła się lekko, a jej usta nie oplatały już mojej długości, więc objąłem dłonią mojego kutasa i powoli przesunąłem nią kilka razy w górę i w dół, pozwalając przeminąć cudownemu orgazmowi.
- O, mój Boże - powiedziała półgłosem, wycierając pozostałość moich soków ze swojej brody. - Dużo tego było.. - Zachichotała nieśmiało. - Zeszło ci kawałek czasu, zanim..
Nie mogłem nic odpowiedzieć. Nie byłem w stanie. Endorfiny w moim wnętrzu buzowały jak popierdolone i jedyne o czym myślałem to to, że chcę więcej.
- Minęło sporo czasu - wydyszałem, zdobywając się wreszcie by usiąść.
- Chodź do mnie! - zachęciła, odpływając na środek basenu.
Fuknąłem pod nosem i wskoczyłem do środka, podpływając do niej, gdy akurat zatrzymała się przy krawędzi basenu, spoglądając w dół na zabiegane miasto.
- Nie mogę  w to uwierzyć - powiedziała, próbując powstrzymać chichot.
- W co? - Uśmiechnąłem się lekko, a moje ciało wydawało się być o wiele bardziej zrelaksowane i spokojniejsze niż wcześniej.
Czułem się zajebiście. Trochę snu byłoby mi teraz na rękę.
- Właśnie zrobiłam ci loda na dachu. - Jej uśmiech poszerzył się, a ja zachichotałem pod nosem.
- Nie wiem jak ty, ale ja całkiem lubię takie romansowanie - rzuciłem zaczepnie. Właściwie to wcale nie zaczepnie, to była prawda.
Byłem śmiertelnie poważny.


________________________________________________________________
Kochani miałam problem z oczami i musiałam ograniczyć korzystanie z komputera do minimum więc nie było mowy o wcześniejszym skończeniu rozdziału. Zresztą teraz też powinnam ograniczać gapienie się w monitor bo i tak mało widzę przez krople ale nevermind. Do rzeczy! Bejbsy myślę o tym, zeby zawiezić tłumaczenie tego bloga na jakiś miesiąc, może dwa bo po prostu chyba się już trochę z nim wypaliłam :/ Ciężko to wytłumaczyć, ale tak jakoś dziwnie, bardziej teraz traktuję to jak obowiązek niż przyjemność może dlatego że teraz te rozdziały sa nieco nudniejsze i czuje się jak Judasz możecie mi wierzyc ze wyrzuty sumienia nie dają mi spokoju przez to, że to mówię :( A może zgłosi sie od mnie ktoś kto będzie chciał tłumaczyć całe rozdziały, a ja tylko bym je sprawdzała czy wszystko trzyma się kupy i takie tam, bo na serio na razie nie mogę myśleć o tłumaczeniu kolejnego rozdziału z przyjemnością za co jest mi strasznie wstyd i ogólnie jakoś przykro :/ myślałam, że po tej tygodniowej przerwie od komputera jakoś mi się poprawi i ze świeżością podejdę do kończenia tego rozdziału, ale niestety tak się nie wydarzyło. Będę Was jeszcze informowac co i jak postanowiłam a i Wasza opinia jest bardzo mile widziana :)
ps. przetłumaczyłam wszystko tak, jak napisała autorka, ale chciałam tylko sprostować, że gdy facet długo nie uprawia seksu to tak naprawdę właśnie dochodzi bardzo szybko, także tego :p możecie mówić na mnie lew starowicz lolz






niedziela, 22 czerwca 2014

Rozdział 6: "Bolesna prawda"

- Lepiej, żeby to było coś ważnego - oznajmiłem.
- Jest. Mamy problem w biurze, sir - wyjaśniła Adriana, a ja westchnąłem i spojrzałem z powrotem na Victorię.
Cholernie mnie rozpraszała kreśląc palcem kształt ust wytatuowanych na mojej klatce.
- Co to za problem? - Ściągnąłem brwi i wytężyłem słuch.
Niespodziewanie Victoria zabrała mi telefon, a ja ze zdziwieniem obserwowałem jak kończy połączenie i rzuca go na bok. 
- Powiedziałeś żadnych telefonów. - Jej głos był cichy.
- Victoria.. - Przycisnęła swój palec do moich ust uciszając mnie.
- Nie. - Wczołgała się na mnie i zaczepnie zostawiała muśnięcia pod moim uchem. Przycisnąłem  rozpaczliwie jej talię, a ona zaczęła składać pocałunki na mojej twarzy i całować usta.
Wziąłem sprawy w swoje ręce, przytrzymałem ją bliżej swojego ciała i obróciłem tak, żebym to ja znalazł się na górze.
Złapałem jej nadgarstki, złączyłem nad głową by nie mogła się ze mną droczyć i złączyłem nasze usta.
Jęczała cicho, powodując we mnie wybuchy ekscytacji. Czułem jak ekstaza zalewa moje ciało, gdy usłyszałem jej głośny krzyk.
Powoli wybudziłem się ze snu, otworzyłem oczy i przystosowałem je do panującej ciemności, sen odszedł w zapomnienie, a jedyne co mi zostało to Victoria leżąca przy moim boku.
Włączyłem lampkę i chwyciłem Victorię, która szarpała się we śnie.
- Victoria.
Nadal głęboko tkwiła w swoim koszmarze i nawet moje lekkie potrząsanie nie było w stanie jej z niego wyrwać.
- Re. Kochanie. Obudź się.
Czułem jak ogarnia mnie panika, spróbowałem jeszcze raz.
- Re! - Mój głos stawał się głośniejszy ale ona nadal nie odpowiadała. - No dalej, Re.  Obudź się proszę!
- Nie. Zayn! - Moje źrenice zaczęły się poszerzać, słysząc jej nieustające krzyki. - Nie!
- Proszę, obudź się! Victoria!
Po zachłyśnięciu się świeżym powietrzem w końcu się obudziła. Była oszołomiona i miała szeroko otwarte oczy. Przez ten niezapomniany koszmar jej oddech był przeciągły i ciężki.
Zamknąłem ją w ciasnym uścisku ale siedziała w ciszy. Była kompletnie sztywna.
Nie wiedziałem co powiedzieć, ponieważ nigdy wcześniej nie miałem problemu z jej wybudzeniem.
Czułem jak cała się pode mną trzęsie, więc odsunąłem się trochę, by na nią spojrzeć.
- Wszystko w porządku? - zapytałem szybko.
Potrząsnęła głową i ukryła twarz w dłoniach.
Potarłem jej plecy aby dodać trochę otuchy ale ona nadal cała się trzęsła.
- Nie dotykaj mnie, proszę - powiedziała jakby w strachu.
Zdezorientowany zabrałem swoje ręce.
Odsunęła się i w ciszy wyszła z łóżka. Nie wiedziałem czy mam za nią biec czy pozwolić jej odejść. Nienawidziłem gdy nie mówiła mi co się dzieje.
Nigdy wcześniej nie widziałem jej w takim stanie. Nigdy wcześniej tak nie reagowała.
 Po krótkiej rozmowie z samym sobą odrzuciłem kołdrę na bok i wyszedłem z pokoju uprzednio zakładając spodnie. Zszedłem na dół do Victorii, która akurat wyglądała przez przeszkloną ścianę pomieszczenia.
- Victoria?
Popatrzyła na mnie przez swoje ramię, po czym wróciła do obserwacji miasta na dole.
 - Powiedz mi, co się dzieje? -szepnąłem
- Nie mogę. Zwłaszcza teraz - odpowiedziała cicho.
 Westchnąłem. 
- Dlaczego nie?!
- To tylko pogorszy sprawę.
- Może być jeszcze gorzej?- Zmarszczyłem brwi
- Nie martw się.
- Po prostu mi powiedz! - rozkazałem z frustracją, a ona odwróciła się nagle.
- W porządku. Ty mi się śniłeś. - Jej oczy były szeroko otwarte. - Nie Devon, po raz pierwszy to byłeś ty.
Cofnąłem się, jakby trzymała pistolet wycelowany wprost na mnie.  
-Co?
-To byłeś ty! - Rozpłakała się, jakbym naprawdę coś jej zrobił.
- To był tylko sen - szepnąłem.
- To było takie prawdziwe
- Ale nie jest. To był tylko sen. Tu jest rzeczywistość Victoria. Wiesz, że nigdy bym ci czegoś takiego nie zrobił! - Chwyciłem jej dłoń ale się odsunęła.
- Przestań! - Skrzywiła się.
- Victoria! - Wyrzuciłem dłonie w obronnym geście. - Spójrz na mnie.
Nie posłuchała, więc złapałem za jej ramiona 
- Spójrz mi w oczy, Victoria.
Nadal nic.
- Spójrz na mnie! Jestem cały Twój. Przecież wiesz, że nigdy nie dotknąłbym cię bez twojej zgody. Nigdy bym ci tego nie zrobił.
Spojrzała w dół a ja w końcu zauważyłem jak wraca do rzeczywistości 
- Przepraszam - bąknęła.
Odetchnąłem z ulgą i powoli przyciągnąłem ją w moje ramiona. 
- Już w porządku.
- Nie wytrzymam tego dłużej. - Jej łzy zaczęły spływać po policzkach, przylegając do mojej nagiej skóry. Trzymałem ją bliżej, a moje serce rozdzierało się na małe kawałeczki słysząc jej płacz.
Nienawidziłem, gdy płakała.
- Wytrzymasz. Już raz sobie z tym poradziłaś. Teraz też ci się uda.
Potrząsnęła głową, a łzy nadal kapały z jej policzków, więc cmoknąłem ją w czoło i przytuliłem mocniej.

***

Wróciłem z porannej przebieżki, a Eve położyła przede mną talerz ze śniadaniem. Podniosłem na nią wzrok. Nie spodziewałem się śniadania, bo nie widziałem jej wcześniej krzątającej się po kuchni, dodatkowo niedziela zawsze była jej dniem wolnym.
- Nie zjadł pan wczoraj śniadania - powiedziała z uśmiechem na twarzy.
Odwzajemniłem uśmiech. 
- Dziękuje. Victoria już wstała? - Nie mogłem przestać myśleć o tym koszmarze, który obudził ją w nocy.
Co za popieprzony sen... 
Ma koszmary o tym, że gwałci ją jej własny chłopak. Potrząsnąłem głową. To jednak nie wyjaśniało pozostałych rzeczy, które przede mną ukrywała.
- Tak, proszę pana. Właśnie bierze prysznic – powiedziała Eve.
Sprawdziłem na telefonie która godzina i skrzywiłem się lekko.
Było zbyt wcześnie.
Rozpraszając mnie momentalnie Eve postawiła przede mną malutki kubeczek z tabletką w środku. Westchnąłem.
Antydepresant: lithuim.
- Muszą być przyjmowane w trakcie posiłku.
Wziąłem pigułkę do ręki i spojrzałem na Eve. 
- Czuję się dobrze.
- Proszę Pana, myślę, że powinien je pan wziąć - nalegała.
Wywróciłem oczami. 
- Nie. - Odłożyłem ją na bok kontynuując jedzenie, Eve westchnęła i spojrzała na mnie rozczarowana.
Kątem oka zauważyłem Victorię, zbliżającą się do mnie. Powoli przełknąłem jedzenie patrząc na jej twarz.
- Hej. - Uśmiechnęła się nieśmiało, a ja oblizałem swoje usta widząc jak rozchwiana jest emocjonalnie.
- Hej.
Usiadła obok mnie i spojrzała w dół na tabletkę.
- Nie zamierzasz tego wziąć? - zapytała.
- Nie potrzebuję tego.
Victoria uniosła swoje brwi.
- Pomyśl o tym jak o nowym starcie. - Uśmiechnęła się. - Poczujesz się lepiej.
- Skąd to możesz wiedzieć? - Przeniosłem na nią wzrok.
- Wierzę w ciebie.
Spuściłem wzrok na swój talerz wypełniony jedzeniem.
- Czuję się tak, jakbym sięgnął dna - powiedziałem szczerze i spojrzałem na nią ponownie. W niepokoju złączyła brwi tworząc na czole małą zmarszczkę.
- To nieprawda.
- Nie mogę. - Potrząsnąłem głową.
- Właśnie, że możesz.
Wyjąłem tabletkę z tego przygłupiego głupiego kubka i wyrzuciłem przed siebie. 
- Nie mogę!
- Zayn..
- Przestań! - Wstałem, ale nagle zatrzymałem się, gdy zobaczyłem ostatnią osobę jaką chciałem widzieć w moim mieszkaniu.
- Wow, ale z ciebie dobry chłopak. -  Amber, ta suka...
- Amber! - Victoria wstrzymała oddech i podbiegła by ją uścisnąć.
- Tak bardzo za tobą tęskniłam, Re! - Uśmiechała się szeroko, a ja przewróciłem oczami.
- Ciebie też miło widzieć, Zayn - warknęła.
- Zostawię was same. - Lepiej, żebym odszedł nim stracę nad sobą panowanie.
- Momencik - rzuciła Victoria, na co tylko westchnąłem. - Zayn! Poczekaj. Dokąd idziesz?
- Będę w bibliotece - wymamrotałem.
- Zostań - zaproponowała, ale pokręciłem głową.
- Nie, nie mogę. Nie widziałyście się już jakiś czas.
- W końcu jej przejdzie ta niechęć. - Victoria ściągnęła brwi i odeszła.
Tak, racja. Ciągle to słyszę ale aktualnie się na to nie zanosi.
Jak powiedziałem tak zrobiłem, wszedłem do biblioteki i rozsiadłem się na jednej z kanap i zacząłem rozmasowywać swoje obolałe krocze.
Boże, czułem się jakbym miał eksplodować.
Masturbacja nie była tak przyjemna jak seks, ale to jedyne wyjście jakie mi zostało. Mogłem jeszcze sięgnąć po jakąś z zabawek erotycznych, ale bez Victorii to już nie zabawa.
I co ja mam, kurwa, teraz zrobić?!
Byłem kurewsko napalony.
Poczułem nie potrzebne wibracje w mojej kieszeni, więc chwyciłem dzwoniący telefon i szybko go odebrałem.
- Malik.
- Zayzay!
Zmarszczyłem brwi. Serio?! Myślę o seksie, a tu dzwoni moja popierdolona siostra. 
- Czego chcesz Waliyha?!
- Boże, uspokój się. Chce po prostu wiedzieć czy mogę do was wpaść..
- Victoria jest zajęta - przerwałem jej.
- Czym? Ignorowaniem ciebie? - zażartowała, a ja ułożyłem swoje usta w cienką linię.
- Przestań.
- Booooże, żartowałam przecież. No to mogę przyjść, proszę?
Westchnąłem poirytowany. 
- Dobra. Mark po Ciebie pojedzie.
- Yaaay! W takim razie do zobaczenia, Zoozoo.
- Zamknij się. - Irytacją wyraziłem swoje niezadowolenie. Odłożyłem telefon i poleciłem Markowi aby po nią pojechał.
Drzwi się otworzyły i zobaczyłem jak Amber i Victoria wchodzą do środka. Victoria zajęła miejsce obok mnie, a Amber wybrała inna kanapę.
Gdyby chociaż James tu był.... Zastanawiam się gdzie podziewa się ten dzieciak.
- Pomyślałyśmy, żeby do ciebie dołączyć. Kapitanie Samotniku - skomentowała Amber, ale ja nie odpowiedziałem.
- Amber zobaczyła światełko w tunelu i teraz spróbuje być miła. - Uśmiechnęła się Victoria.
- Nazywając mnie Kapitanem Samotnikiem? - wypaliłem bez ogródek, a Victoria figlarnie przewróciła oczami.
- Nie! Oczywiście, że nie! - Zachichotała Re.
Amber przewróciła oczami ale wiedziałem, że jej gest nie był tak szczery jak Victorii.
W jej niebieskich oczach widziałem coś demonicznego.
- Posprzątałam całe gówno, które za sobą zostawiłam. Pomyślałam, że powinieneś to wiedzieć. – Uśmiechnęła się bez przekonania.
Nadal nie pachnie to zbyt przyjemnie, suko.
- Dobrze dla Ciebie. To znaczy, że nie będziesz już wtykać nosa w nieswoje sprawy?
Na jej twarzy pojawił się grymas niezadowolenia, a Victoria westchnęła rozczarowana.
- Skończyłam już z tym - oświadczyła gorzkim tonem.
Prychnąłem, bagatelizując jej słowa.
- Zayn. -  Victoria wzruszyła ramionami, jakby nie pojmowała czemu zachowuję się w ten sposób.
- Co? - Powtórzyłem jej gest a ona potrząsnęła głową.
- Ciągle taki sam. Masz problemy z panowaniem nad złością - docięła Amber, a ja przewróciłem oczami w politowaniu.
- Nie kochanie, poczytaj trochę o bipolarności.
Zaśmiała się, a ja poczułem jak przepływa przeze mnie uczucie wstydu i wrażliwości. 
- W końcu się skapnąłeś. Boże, zajęło Ci to dość dużo czasu.
- Amber - mruknęła surowo Victoria, a mój grymas się pogłębił.
- Och. - Amber zamrugała kilkakrotnie i w ciszy obserwowała jak idę w stronę drzwi.
Jedyne miejsce w jakim jestem bezpieczny to moje biuro, ale tak szybko jak w nim usiadłem okazało się, że jestem w błędzie, gdy tylko zobaczyłem wchodzącą Amber.
- Nie przeszkadzaj mi..
- Nie zamierzam. - Uniosła ręce w obronnym geście. - Przyszłam po prostu porozmawiać. Jak człowiek z człowiekiem. Mogę usiąść?
- Nie.
- Dzięki. - Weszła i usiadła na krześle, a ja rzuciłem jej piorunujące spojrzenie.
- Słuchaj, chce cię tylko przeprosić. Mój tata też był bipolarny i wiem jakie to jest ciężkie.
Westchnąłem 
- Nie potrzebuje twoich żałosnych historyjek.
- Owszem, potrzebujesz - odgryzła się. - To było ciężkie zarówno dla niego jak i dla ludzi z jego otoczenia.
- To chyba nie poprawi mi nastroju? - zapytałem całkiem szczerze.
- Re powiedziała, że dziś rano nie wziąłeś antydepresantów.
- Nikt tego nie rozumie. A ty już tym bardziej. 
- Może jeśli ze mną o tym porozmawiasz to zrozumiem. Jestem jedyną osobą która powie ci wszystko bez owijania w bawełnę. Więc albo powiesz to komuś kto będzie wybielał wszystko i ubierał w ładne słówka, albo po prostu opowiesz wszystko mi. To jak będzie, Zayn?
Skrzywiłem się. 
- Cały czas mnie obrażałaś. Czemu, do chuja, miałbym słuchać ciebie, kiedy wyolbrzymiałaś każdą moją najmniejszą wadę?
Dziewczyna zamrugała skonsternowana. 
- Ne sądziłam, że byłam..
- Tak, wiem.
- Słuchaj, ja tylko próbowałam być najlepszą przyjaciółką dla Victorii. Ona cię kocha, a ja boję się, że te te twoje epizody mogą się powtórzyć. Boje się, że możesz..
- Co? Skrzywdzić ją?! - przerwałem jej, gromiąc ją wzrokiem.
- Tak - przytaknęła, kiwając głową.
- Dobrze wiedzieć, że nadal masz o mnie tak kiepskie zdanie.
Westchnęła zdenerwowana. 
- Skrzywdziłeś ją w przeszłości.
- W przeszłości - powtórzyłem akcentując każde słowo.
Pokręciła głową. 
- Nie przyszłam tu po to, żeby o tym gadać. Chcę ci tylko pomóc.
- Dlaczego?! Dlaczego tak ci na tym zależy?
- Bo wiem, że Re cię kocha.
Nie powinna mnie kochać, ale szczęście uśmiechnęło się do mnie tamtego wieczora w kawiarni.
- Do czego zmierzasz?
- Chcę pomóc ci być lepszą osobą - zaoferowała Amber.
Prychnąłem pod nosem. 
- Nie potrzebuję twojej pomocy.
- No to kto inny ci pomoże?
- Sam sobie pomogę.
Tym razem to ona prychnęła głośno. 
- Nie bez powodu jesteś bipolarny.
- Jestem bipolarny bo istniejesz! Odpierdol się w końcu!
Spiorunowała mnie wzrokiem. 
- Nie. Potrzebujesz pomocy!
- Nie prowokuj mnie - ostrzegłem nisko, a ona momentalnie spokorniała.
- Staram Ci się tylko pomóc! Dlaczego mnie odtrącasz?
- Ponieważ, wszystko co do tej pory we mnie widziałaś to rozczarowanie.
Westchnęła, chwilę uspokajając swój gniew. 
- To nieprawda.
Dając ujście swojemu sceptycyzmowi uniosłem brew. 
- Dobra, może i jest to prawda. Ale tak było wcześniej - dodała. -Widziałam jak patrzyłeś na nią, gdy była w szpitalu. To była miłość. To znaczy tak, nadal Cie nienawidzę, ale chcę wszystko naprawić. Przez wzgląd na Victorię. - Wyciągnęła do mnie rękę a ja spojrzałem zaciekawiony.
- Przez wzgląd na Victorię? - zapytałem.
Pokiwała głową a ja westchnąłem. Nie wierzyłem, że naprawdę to robię.
Wziąłem jej dłoń i potrząsnąłem lekko.
- Robię to tylko dla Victorii - oświadczyłem, a ona przewróciła oczami.
- Tak, tak. Wiem, Malik
- Nie mów tak do mnie.
- Jeżu, dobra. - Wstała z miejsca i znowu westchnęła. - Poważnie, bipolarność dotyka wszystkich z otoczenia. Pigułki antydepresyjne mogą ci pomóc. Wystarczy, że będziesz je przyjmował przez miesiąc, na próbę.
Nie odpowiedziałem ponieważ Waliyha stanęła w drzwiach gabinetu.
- Siema, Zeus. - Uśmiechnęła sie i spojrzała na Amber. - Kto to jest?
Westchnąłem gardłowo. 
- Waliyha, to jest wredna przyjaciółka Victorii. Amber to moja siostra, Waliyha.
- Hej! - Uśmiechnęła się do niej Wal. 
- Swoją drogą, gdzie jest Re?
- Na dole. Zabiorę cię do niej - odpowiedziała z uśmiechem Amber.
- Ok, dołączę do was za chwilę - oznajmiła moja siostra.
Och, świetnie.
- Okej. Będziemy w bibliotece. - Amber wyszła z biura a jej miejsce zajęła Waliyha.
- O czym ona mówiła?
Zmarszczyłem brwi jakbym nie miał pojęcia do czego nawiązuje. 
- Co masz na myśli?
- Nie zgrywaj głupiego, Zee. Masz depresje?
- Nie, Waliyha. Nie mam.
- To co to było to o tych antydepresantach, czy coś tam?
Westchąłem. 
- Waliyha idź na dół zobaczyć się z Re.
- Zayn, powiedz mi. - W jej oczach widać było konsternację.
Dobra. 
- Jestem bipolarny.
Zamrugała kilkakrotnie, nie do końca zaskoczona.
- Dr Calvert cię zdjagnozowała?
Przytaknąłem podejrzliwie. 
- Wczoraj.
Uniosła brwi. 
- Ha! Dziwne.
- Co?
- Nic. To gdzie jest Re?
Skrzywiłem się. 
- W bibliotece.
- Okej, idę się z nią zobaczyć. - Wstała z miejsca i wyszła pospiesznie zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć.
Już rozumiem. 
Wiedziała, że jestem bipolarny, zanim zostałem jeszcze zdiagnozowany.

***

Nigdy nie myślałem, ze będę jedynym facetem w tym apartamencie. Trzy dziewczyny, pięć pudeł pizzy i dość duży płaski ekran na którym lecą miłosne filmy dla nastolatków, które wołał bym spalić na stosie niż oglądać.
Tak też zdecydowałem przebrać się do pracy. Potrzebowałem zająć czymś moje myśli. A każdy kolejny komentarz od królowej ździr, Amber zbiłby mnie z pantałyku i pchnął w dół stromego zbocza.
Już czułem jakbym się po nim toczył. Szczęśliwy w jednej chwili, pogrążony w smutku w następnej.
Wszedłem do kuchni, sięgnąłem po banana i poinformowałem Marka, że będę wychodził za kilka minut.
Dziewczyny siedziały na kanapie w salonie, śmiejąc się i gadając. Szczerze miałem nadzieję, że nie pobrudzą tych białych sof.
- Hej, Zayn! - Zatrzymałem się w półkroku, widząc jak Victoria podnosi się na równe nogi. - Gdzie idziesz?
Wzruszyłem ramionami. Mój nastrój raczej nie przypominał ich rozbawionych min. Ze mną i tak nigdy nikt dobrze się nie bawił.
Re zmarszczyła czoło i podeszła do mnie, opuszczając trzyosobową imprezę.
- Idziesz do pracy?
Przytaknąłem, a ona westchnęła rozdrażniona.
- Przecież mówiłeś, że dzwoniłeś, żeby wziąć sobie dzień wolnego? - Zamrugała skonsternowana.
Ponownie wzruszyłem ramionami.
- Zmieniłem zdanie.
- Chodź Re, przegapisz najlepszą część! - krzyknęła Amber, po czym rozległ się gromki śmiech.
- Zostań - poprosiła Victoria, a ja się uśmiechnąłem. Cóż, przynajmniej próbowałem się uśmiechnąć.
- Nie. Zabaw się z nimi, minęło trochę czasu od kiedy się ostatnio widziałyście. - Zamachałem dłonią w kierunku dziewczyn usadzonych w salonie, ale ona złapała mnie za rękę.
- Wszystko w porządku? - zapytała z miną pełną przejęcia, na co tylko przytaknąłem.
- Tak - skłamałem, przyklejając uśmiech na usta, ale nie dała się oszukać.
- O co chodzi?
Westchnąłem.
- Wiedziałaś?
Dziewczyna zamrugała skonsternowana.
- O czym?
- Że jestem bipolarny, zanim jeszcze mnie zdiagnozowała.
Victoria odetchnęła głębiej spuszczając wzrok, ale kilka sekund później ponownie na mnie popatrzyła.
- Tak.
Wypuściłem postrzępiony oddech, a ona niepewnie przygryzła dolną wargę.
- Wszyscy wiedzieliście. Nawet moja mała siostrzyczka!
- Myślałam, że już wiesz.. - zaczęła szeptem.
- Wiedzieli wszyscy oprócz mnie - syknąłem, gwałtownie przeczesując moje włosy. - Idę do pracy.
- Zayn. - Złapała mnie za rękę, zatrzymując w miejscu. - Dlatego wychodzisz? - zapytała smutno.
- Nie będzie mnie tylko kilka godzin - bąknąłem poirytowany. - Masz przecież Amber i Waliyhę.
- Zaczekaj. - Jej uścisk wokół mojej ręki zacieśnił się. - Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
- Niektórych rzeczy lepiej nie mówić głośno - powiedziałem półgłosem, cmokając ją w czoło.
- Kocham cię - szepnęła.
- Ja ciebie też - odpowiedziałem, kierując się w stronę drzwi wyjściowych.
Dzięki wielkie za poinformowanie mnie, że jestem, kurwa, bipolarny.
Przybycie do pracy obfitowało w ciekawe wydarzenia. Nie wszyscy spodziewali się mojej obecności, ale dzięki temu mogłem przekonać się kto naprawdę pracuje i jeśli mam być szczery wszyscy sumiennie wykonywali swoje obowiązki.
No i kurwa, zajebiście dzięki wielki za to.
Leigh wstała zza swojego biurka z szeroko otworzonymi oczami.
- Pa..panie Malik - zaczęła, ale zaraz jej przerwałem.
- Do mojego biura - zażądałem, a ona podążyła za mną z nisko spuszczoną głową.
Odłożyłem swoją walizkę i wyjąłem zniszczone dokumenty, siadając za biurkiem.
- Mogłabyś mi to wyjaśnić?
Przygryzła wargę, a jej twarz momentalnie pobladła.
- Sir, tak strasznie mi przykro. To był wypadek. Nie chciałam. Byłam okropnie zabiegana i niechcący wylałam na nie kawę, ale..
- Oddychaj - skarciłem ją niskim głosem. - Powoli, wyjaśnij mi wszystko powoli.
Wzięła głęboki oddech i zaczęła ponownie.
- Niechcący wylałam swoją kawę na te papiery, kiedy je sortowałam. To moja wina! Tak strasznie przepraszam!
- Leigh. - Palcami skubnąłem czubek swojego nosa. - Wystarczy. Proszę - powiedziałem kładąc na biurku białą kopertę. - To dla ciebie.
Zamilkła by zaczerpnąć głęboki oddech, a jej oczy powoli zaczęły wypełniać się łzami.
- To moje wymówienie?
Zmarszczyłem czoło.
- Co?! Po prostu otwórz - poleciłem surowo.
Drżącymi dłońmi otworzyła kopertę, zerkając do środka, po czym zamrugała skonsternowana.
- To czek.
Nie pierdol! Serio?!
- Tak.
- Na dwadzieścia tysięcy funtów.
Osz, do kurwy nędzy! Po prosty go weź!
- Nie zwalnia mnie pan? - zapytała zszokowana.
Przewróciłem oczami, wzdychając z poirytowania.
- Nie, Leigh. Nie zwalniam cię.
- Ale co to za czek?! Nie rozumiem, to moja wypłata?
Czemu po prostu go nie weźmiesz?!
- To datek na ten twój projekt kościelny.
Czy co to tam organizujecie.
Szeroko otworzyła usta.
- Mówi pan serio?!
Przytaknąłem opryskliwie.
- O mój Boże!
Siedziałem nic nie mówiąc, a ona ciągle skanowała papier przed swoimi oczami. Możesz już wyjść. Ja pierdolę.
- Tak bardzo dziękuję! Dziękuję, sir! O mój Boże. Nasz ksiądz będzie przeszczęśliwy, dziękuję!
Kurwa, czemu ta dziewczyna musi tak wszystko przeżywać. Po prostu podziękuj i spierdalaj.
Zakryła usta dłonią, kiedy łza, tak, jebana łza, spłynęła po jej policzku. No kurwa serio?!
- Możesz już iść, Leigh.
- Tak bardzo dziękuję! - Podskoczyła w ekscytacji.
Już podziękowałaś! Ja jebe, przestań...
- To najmilsza rzecz na świecie! Dziękuję! - powtórzyła jeszcze wychodząc z mojego gabinetu i akurat minęła się z Adrianą, która uważnie przyglądała się jej dziwnemu zachowaniu.
- Co to było? - zapytała wskazując kciukiem za siebie.
- Zwykły datek. Da się coś z tym zrobić? - Uniosłem lekko zniszczone dokumenty i westchnąłem pod nosem.
- Już zrobiłam. Udało mi się uzyskać ich kopie do ponownego druku. Nie ma za co. - Położyła papiery na biurku z uśmiechem na ustach.
- Równie dobrze mogę je już sam posortować - bąknąłem rozdrażniony.
- Ja się tym zajmę. I tak masz już wystarczająco dużo na głowie. Lecisz do Irlandii we wtorek?
- Tak - odparłem oschle, a ona westchnęła. - Mam jutro jakieś spotkania? Nie licząc tego z Dwaynem?
Adriana zamilkła na chwilę, wyjmując swój telefon.
- Tak. Masz jeszcze trzy spotkania po tym z detektywem Dwaynem, a potem zwyczajowy protokół w dziale oprogramowania.
- Jakieś wieści od techników zajmujących się Malik Cellem? - zapytałem, podpisując ostateczną umowę z panią Steele i jej firmą.
Niezła ta jej firma, muszę przyznać.
- Tak, oferta jest nadal aktualna.
- Jeszcze się nad nią zastanawiam - bąknąłem, przypominając sobie wątpliwości mojego ojca.
- Wydaje mi się, że to dość dobra oferta.
- Wiem, ale Malik Cell ma ledwie rok. Ile czasu zajmie stworzenie oprogramowania na tablety i laptopy? Oferta jest dobra, ale nie jestem pewien czy przyjmować ją już teraz.
- Wydaje mi się, że powinieneś. Przynajmniej ponegocjuj trochę z technikami.
- Pracuję nad tym.
Tak jakby.
- A ten budynek w Nowym Jorku? - zapytała.
Tym już zajmę się osobiście. To prywatny projekt. Chcę zabrać Victorię do Ameryki. Będzie mogła spotkać się ze swoją matką, podczas gdy ja będę załatwiał interesy w Nowym Jorku.
Wydaje mi się, że ten pomysł przypadnie jej do gustu.
- Odwiedzę Nowy Jork w ciągu kilku najbliższych tygodni. Widziałaś ostateczne projekty architektoniczne? - Uśmiechnąłem się lekko, a ona pokręciła głową.
- Niesamowite. Już nie mogę się doczekać co z tego wyjdzie.
- Jak długo to zajmie?
- Około sześciu miesięcy, to naprawdę niewiele biorąc pod uwagę wysokość tego budynku.
- To dobrze - przytaknęła. - Powinnam odważyć się i zapytać o cenę?
- Nie - pokręciłem głową. - Jest kosztowny, ale wart swojej ceny.
- Podejmujesz impulsywne, ale mądre decyzje - rzuciła lekko oskarżycielskim tonem.
- Przemyślałem to wcześniej, więc nie powiedziałbym że ta decyzja została podjęta pod wpływem impulsu - zaoponowałem we własnej obronie. W gabinecie rozległ się dźwięk telefonu, więc podniosłem słuchawkę.
- Malik.
- Panie Malik, mówi Don Stewart z Malik Heritage Hotel w Nowym Jorku, jak się pan miewa?
- Dobrze, w czym mogę pomóc, panie Stewart? - Adriana wyszła z biura zostawiając mnie samego, a ja podszedłem do okna z słuchawką wciąż przy moim uchu, zerkając w dół na maleńkich ludzi.
- Chciałem tylko potwierdzić pańską rezerwację na termin od 23. do 28. września.  Nadal mówimy o zakwaterowaniu trzech osób?
Ja. Mark. Victoria. Zgadza się.
- Tak. Dziękuję.
W słuchawce rozległo się kilka bipnięć sygnalizujących kolejne połączenie, na co wywróciłem oczami.
- Coś jeszcze panie Stewart?
- Nie, sir.
- Dziękuję. Z niecierpliwością oczekuję naszego spotkania. - Rozłączyłem się, momentalnie odbierając oczekujące połączenie.
- Malik.
- Dzień dobry, panie Malik. Jak się pan ma? - zapytała kobieta w średnim wieku, co wywnioskowałem po jej głosie.
- Dobrze, a pani?
- W porządku, dziękuję. Nazywam się Elizabeth Fleetwood, jestem współzałożycielkę Fleetwood Enterprises.
Do drzwi gabinetu rozległo się pukanie, po czym do środka weszła Leigh trzymając w dłoni mój Malik Cell.
Gestem ręki wskazałem, żeby wyszła, ale ona zawahała się i szepnęła imię "Victoria", na co z powrotem zawołałem ją do środka.
- Elizabeth, miło mi cię poznać, jednak właśnie udaje się na ważne spotkanie, może mógłbym przekierować cię do mojej asystentki?
- Oczywiście, dziękuję za poświęcony czas.
- Nie, to ja dziękuję.
Odebrałem od Leigh komórkę, rozłączając swoją wcześniejszą rozmowę po uprzednim przekierowaniu jej na linię połączeń oczekujących.
- Połączenie na linii pierwszej. To ktoś bardzo ważny. Nazywa się Elizabeth Fleetwood. Współzałożycielka Fleetwood Enterprises. Jeśli będzie chciała zaaranżować spotkanie, możesz umówić nas nawet na jutro - poleciłem rzeczowym tonem Leigh, po czym odesłałem ją za drzwi, przykładając telefon do ucha.
- Victoria?
- Cześć - zachichotała. - Chciałam cię tylko zapytać, czy mogę wyskoczyć gdzieś dziś wieczorem? To coś jak babski wieczór.
Zmarszczyłem czoło.
- Tylko wy trzy?
- No tak.
- Nie.
Usłyszałem głębokie westchnięcie.
- Dlaczego nie?!
- Nie chcę, żeby Waliyha szlajała się po nocy.
- Nic jej nie będzie. Zajmiemy się nią.
- Nie.
- W takim razie możemy zabrać ze sobą Marka, albo Blaise'a?
Tym razem to moje westchnięcie zabrzmiało na linii.
- Okej, dobra.
- O której będziesz w domu?
Zerknąłem na zegarek na moim nadgarstku.
- Wpół do siódmej.
Victoria jęknęła niezadowolona.
- To jeszcze trzy godziny.
- I tak nie będzie cię w domu - bąknąłem.
- Właśnie, że będę. Będziemy wychodzić dopiero koło dziewiątej.
- Nie czekaj. Po prostu idź i baw się dobrze. Potrzebujesz trochę rozrywki.
Victoria właściwie nie posłuchała mnie w ogóle. Kiedy wróciłem do mieszkania Amber już nie było, ale Waliyha nadal krążyła po apartamencie.
- Myślałem, że wychodzicie? - zapytałem skonsternowany, wchodząc do salonu. Zatrzymałem się na trzystopniowych schodkach, a Victoria zmarszczyła czoło.
- Miałeś być w domu godzinę temu! - skomentowała Waliyha.
- Coś zatrzymało mnie w pracy - skarciłem ją, a Victoria wywróciła oczami.
- Postanowiłyśmy odłożyć babski wieczór na przyszły tydzień - wyjaśniła Re, na co skinąłem głową i założyłem ręce na piersi.
- Gdzie Amber?
- Pojechała do domu - westchnęła Waliyha. - Tu jest tak nudno! Czemu nie możemy iść do kina?!
Na twarzy Victorii wykwitł uśmiech.
- To całkiem dobry pomysł!
- Absolutnie wykluczone - oznajmiłem protekcjonalnie, a obie dziewczyny momentalnie spochmurniały. Ja pierdolę. - Ale jeśli naprawdę tak bardzo chcecie gdzieś wyjść to idźcie.
Waliyha podniosła się z kanapy, ale Victoria nadal nie ruszyła się z miejsca.
- Chyba powinnyśmy.
- Może innym razem - bąknęła Victoria, a Waliyha westchnęła rozdrażniona.
- O której mama kazała ci wracać do domu? - zapytałem, a ona z pożałowaniem uniosła brew.
- Och, więc teraz jestem piątym kołem u wozu? W czymś przeszkadzam? - zapytała z niedowierzaniem, a Victoria zaśmiała się cicho.
- Nie przeszkadzasz - odpowiedziała.
Mów za siebie.
- I tak miałam spadać. Umówiłam się na wspólną naukę..
- Umówiłaś się?!
- Na wspólną naukę! Umówiłam się na naukę! - wyjaśniła z naciskiem na każde słowo w efekcie czego przewróciłem oczami. - Jezu, chodziło mi o moje koleżanki, nie kolegów.
- Cieszę się, że wreszcie ujawniłaś swoja orientację, siostrzyczko - rzuciłem zaczepnie, a ona wciągnęła powietrze przez szeroko otwarte usta i zdzieliła mnie w ramię.
- Nie jestem lesbijką!
- Taaa, Blaise cię zawiezie - oświadczyłem powstrzymując śmiech, a ona dopiła resztę tego co miała w szklance, po czym przytuliła Victorię i mnie.
- Kocham cię, brachu. Pa, Re!
- Pa Waliyha - pożegnała ją Victoria, co wziąłem za znak swobodnego oddalenia się do mojego gabinetu na piętrze.
Odłożyłem walizkę na biurko i usłyszałem drobne kroki za plecami.
- Jesteś na mnie zły? - zapytała Victoria, zatrzymując się i bawiąc się swoimi palcami.
- Czemu tak myślisz?
- Bo wiedziałam o tym, że jesteś bipolarny nawet zanim sam się o tym dowiedziałeś - skrzywiła się swoim doborem słów, a ja pokręciłem głową.
- Nie, już mi przeszło. - Zmarszczyłem czoło.
- Ale kiedy była tu Amber wydawałeś się urażony.
Westchnąłem pod nosem.
- Nic mi nie jest.
- Na pewno?
- Victoria, przestań kwestionować to co mówię.
Dziewczyna spuściła głowę, a ja momentalnie pożałowałem swoich słów.
- Przepraszam, staram się ci tylko pomóc.
- Ja tobie też. Wiem jak się czujesz.
Po chwili podniosła na mnie wzrok i wyglądała na spokojniejszą.
- Ciężko mi dzielić się z tobą moimi myślami.
To samo tyczy się mnie, bo nie nienawidziłem tych wszystkich myśli, a jeszcze gdy już wiedziałem co mi dolega sprawy się pogorszyły.
Jestem, kurwa, bipolarny! Część mnie wiedziała to już dawno temu, natomiast druga część nadal wypierała to z podświadomości.
Nie mogłem uwierzyć, że aż tyle czasu zajęło jej postawienie mi diagnozy. To już moja siostra mogła zrobić to wcześniej i to za darmo!
I z powodu tej jebanej słabości muszę brać te antydepresanty?!
Te prochy sprawią, że będę gardził sobą jeszcze bardziej, bo wychodzi na to, że nie mam dostatecznej kontroli nad swoim gniewem.
Trzy tygodnie to kurewsko dużo czasu, a mimo to udało mi się nie wybuchnąć i to jeszcze z tym moim temperamentem, więc wydaje mi się, że dam radę wytrzymać bez tych jebanych prochów.
- Zayn, słuchasz mnie? - zapytała ostrożnie Victoria.
- Co?! - warknąłem, a ona momentalnie otrzeźwiała.
- Powiedz mi co się dzieje. Nie często widuję cię w takim stanie.
- To działa w obie strony, Victoria.
Dziewczyna westchnęła zrezygnowana.
- Nie chcę.. - urwała w połowie i przygryzła dolną wargę. - Nie chcę cię zranić. Dopiero co dowiedziałeś się, że jesteś bipolarny, a ja miałabym jeszcze dokładać ci moich problemów..
- Twoje problemy są moimi problemami. Chcę ci pomóc.
- Ale nie możesz!
- Sprawdź mnie - rzuciłem, mrużąc lekko swoje oczy, a ona jęknęła gardłowo.
- Czemu chcesz wiedzieć?!
- Bo cię kocham! Chcę uwolnić cię o tych demonów, które mi cię zabierają! Kurwa, Victoria, po prostu mnie posłuchaj. Chcę ci pomóc!
Spuściła wzrok, wzdychając po cichu, po czym zwilżyła swoje usta językiem.
- Okej - szepnęła.
- Powiedz mi wszystko - zachęciłem cicho.
Victoria zaczęła bawić się swoimi drżącymi palcami, coś czego doświadczyłem już pierwszego dnia kiedy się poznaliśmy.
- Nie mogę znieść twojego dotyku. Nie widzę wtedy ciebie - urwała na moment, przełykając ślinę a jej słowa niczym ostry nóż przedzierały się przez moją mroczną duszę. - Widzę Devona.
Spuściła głowę, przygryzając dolną wargę, a po chwili zaczęła kontynuować.
- Kiedy mnie całujesz, przytulasz...Widzę i czuję tylko Devona. Nienawidzę tego. Nienawidzę tego, kiedy mnie dotykasz.
Co?
Dłonie zaczęły mi drżeć.
- Nie czuję miłości - oświadczyła z oczyma wypełnionymi konsternacją i oszołomieniem.
Ale przecież to ty pokazałaś mi czym jest miłość...
- Słyszę, jak mówisz, że mnie kochasz i wiem, że tak naprawdę jest, ale muszę zdobywać się na ogromnie dużo, żeby w to uwierzyć. I czasem nawet mi się udaje. Za bardzo na siebie naciskam. Nie mogę już tego znieść! Widzisz, teraz patrzę na ciebie i wiem, że to ty, ale gdybyś tylko zbliżył się odrobinę przed oczami staje mi Devon!
Zamilkła na chwilę przyglądając mi się w zagubieniu. To już nie moja Victoria. Dziewczyna stojąca przede mną to ta sama, którą znalazłem w tamtym opuszczonym budynku, kiedy prawie ją straciłem. Wiedziałem, że było to dla niej strasznym wspomnieniem, ale mi też nie było łatwo przypominać sobie widok jej wiotkiego ciała, kiedy leżała tam prawie bez życia.
Łzy powoli zaczęły spływać po jej policzku, a ja tak bardzo chciałem skryć ją w swoich ramionach, ale nie mogłem się ruszyć. Stałem zszokowany słowami wydobywającymi się z jej ust, a mój umysł zapobiegawczo wmurował moje stopy w ziemię.
Ona nie chciała mojego dotyku.
Nienawidziła go.
Jej słowa wreszcie dotarły tam, gdzie powinny.
- Twój dotyk przypomina mi o Devonie.
Czułem niechciane dreszcze i gęsią skórkę na całym ciele. Nigdy nie chciałem zostać porównany do Devona, a co gorsza...
Nie chciałem by mój dotyk, moje uczucie przypominało o dotyku gwałciciela.
Wszystko jednak przyjąłem do wiadomości. Każde jedno słowo.
Nie ruszyło mnie to fizycznie, ale w duchu... No tak... Zdmuchnęło mnie to z powierzchni ziemi.
Już wiedziałem czemu nie chciała mi tego powiedzieć.
Bolało.
Słowa, których nigdy nie spodziewałem się usłyszeć, dobiegające od dziewczyny, którą kochałem najmocniej na tym świecie, za którą oddałbym życie... Kompletnie się ich nie spodziewałem.
Takie chyba są konsekwencje bycia ofiarą. Co ja mam teraz zrobić?!

***

Mój umysł pracował spokojniej podczas dnia, mógł wtedy zwolnić ustatkować myśl na jednej rzeczy, jednak w ciągu nocy szalał jak bestia. 
Po tym jak Victoria zdradziła mi swój sekret, nie dotknąłem jej ani razu. Nie wiedziałem czy to dlatego, że nie chciałem sprawiać jej dyskomfortu, czy może po prostu dlatego, że nie chciałem być porównywany do kogoś takiego jak Devon, ale mniejsza z tym. 
Zdystansowałem się do niej fizycznie.
Nie chciałem tego robić, ale bagaż który niosłem na ramionach robił się coraz cięższy i z każdą chwilą niosło mi się go coraz trudniej. Nie wiedziałem ile jeszcze wytrzymam.
Przysunąłem się bliżej krawędzi łóżka sprawdzając czas na zegarku. 01:47. 
Momentalnie jednak wyrwałem się z zamyślenia, czując jak Victoria zaczyna wiercić się pod kołdrą. Jęczała i powtarzała w kółko "nie", więc złapałem ją lekko za ramiona i potrząsnąłem, by wybudzić ją zanim sen stanie się naprawdę nieprzyjemny. 
Jedną ręką sięgnąłem do lampki nocnej i zapaliłem ją, a gdy pokój rozjaśniła ciepła poświata dostrzegłem jak dziewczyna mocno marszczy brwi.
- Victoria!
Krzyknęła nagle, szeroko otwierając oczy i niespodziewanie wybudzając się ze swojego snu. Pierwszym odruchem było przyciągnięcie ją do siebie w uścisku, ale byłem unieruchomiony.
Nie mogłem jej dotknąć.
Victoria zamrugała skonsternowana, przystosowując swój wzrok do panującego światła, a ja powoli zdjąłem dłonie z jej ramion. 
- Już w porządku - zapewniłem. - To tylko sen.
Po krótkim kontakcie wzrokowym, sięgnąłem by wyłączyć lampkę i ponownie położyłem się w nadziei choć krótkiego snu. Nie było to jednak łatwe.
Nigdy nie jest. 

__________________________________________________________
Rozdział tłumaczony przy współpracy cudownej @Anetenka69  !!!
Dziękuję misiu! :D 
Podziękujcie jej na twitterze jeśli to nie problem dla Was :) na pewno będzie jej miło, a odwaliła kawał dobrej roboty :D 

PS. rozdział jest sprawdzony tylko po części, ale nie chciałam już Was dłużej przetrzymywać, a ja tez nie mam za dużo czasu już bo musze szykować się na impreze rodzinną więc poprawię wieczorem najwyżej :p
Kolejny rozdział pojawi sie w następną niedzielę i teraz będą pojawiały się tylko w niedziele rozdziały Frosta. Ewentualnie gdybym złapała jakoś więcej czasu to może uda mi sie wrzucić kiedyś coś wcześniej :) Dziękuję ogromnie za wyrozumiałość, jeśli jednak jeden rozdział tygodniowo jest dla Was niewystarczający to dajcie mi znać i na przykład gdybyście chcieli żeby ktoś inny przejął tłumaczenie to zrozumiem. Oczywiście ogromnie związałam się z tym fanfikiem bo to już trzecia część i nadal chciałabym go tłumaczyć, ale czasem na serio ciężko jest mi to wszystko jakoś ze sobą pogodzić, żeby nikt nie był stratny, ale na serio zrozumiem jeśli będziecie chcieli żebym oddała je komuś innemu. Dogadajcie się między sobą na przykład w komentarzach tutaj pod spodem i dajcie mi znać co żeście uzgodnili.
Love yall so much, dziękuję za czytanie i cierpliwość :) xx



niedziela, 15 czerwca 2014

Rozdział 5: "Nieprzewidziane diagnozy"

Objąłem ją ramionami, gdy z jej ust zaczęło ulatywać niespokojne łkanie. Linia małych włosków na jej czole pokryła się potem, a ona drżała i kręciła się na łóżku. Byłem niespokojny bo nie mogłem nic z tym zrobić.
- Ćsiii - zacząłem miękko. - Już dobrze.
Na chwilę pomyślałem, że te jej koszmary to już przeszłość bo ostatnio mówiła, że spała lepiej. Zresztą widziałem, że jej ostatnia noc była spokojna, sam sprawdzałem.
Może to przeze mnie?
Beze mnie wydaje się spokojniejsza.
Przytuliłem ją bliżej, kiedy zacząłem sobie zdawać sprawę, że to może być prawda. Myślałem nad tym bardzo dużo ostatnimi czasy, zdawało się to być już codzienną rutyną.
- Chcesz o tym pogadać? - zapytałem próbując ponownie.
Ona tylko pokręciła przecząco głową i mocno zacisnęła powieki.
- Przepraszam.
- Nie ma za co - zapewniłem.
Wysmyknęła się z moich objęć i z powrotem położyła na łóżku.
- Są takie realne - bąknęła, a ja zerknąłem na nią z góry obserwując jak jej wzrok staje się coraz bardziej nieobecny i zamglony mrocznymi wspomnieniami.
- To tylko sen - powiedziałem cicho, a Victoria westchnęła gardłowo.
- To spotkanie z psychiatrą jest chyba dobrym pomysłem.
Położyłem się obok niej wkładając jedną rękę pod głowę, a drugą objąłem jej talię, gdy niechętnie przysunęła się bliżej.
- Mnie też się tak wydaje. Nadal jednak wolałbym, żebyś porozmawiała o tym ze mną. Może to pomogłoby ci jakoś zamknąć ten rozdział.
Nie musiałem widzieć jej twarzy, by wiedzieć że wywraca oczami.
- Mógłbyś przestać myśleć tylko o sobie.
- Wcale tego nie robię. - Zmarszczyłem czoło. - Szczerze interesuje mnie to jak się czujesz i dlaczego tak się czujesz.
- Twój kutas mówi mi coś innego.
Uniosłem się na łokciu by spojrzeć na nią z góry. Zaskoczenie na mojej twarzy było ewidentne.
- Jest środek nocy. Spałem. Przykro mi, że nie mogę kontrolować się we śnie.
Victoria westchnęła pod nosem.
- Idź spać - poleciłem, siadając na łóżku.
- Gdzie idziesz?
- Muszę popracować nad kilkoma sprawami. - Wstałem i przeciągnąłem swoje zaspane ciało, po czym nałożyłem spodnie.
- O tej porze?
- Beze mnie chyba śpisz spokojniej. - Cmoknąłem ją w policzek, a ona zmarszczyła czoło słysząc mój zarzut. - Śpij, skarbie.
Po długim kontakcie wzrokowym Victoria wreszcie przekręciła się na swój bok i wróciła do spania, a ja skierowałem się do gabinetu.
Usiadłem za biurkiem, zastanawiając się dłuższą chwilę nad tym, jak wcześniej udało mi się przełamać jej fobię.
Nie pamiętałem, jak udało mi się przekonać ją do seksu zaraz po tym, gdy powiedziała mi co jej się stało. Wtedy byłem za bardzo zaaferowany tym, czego pragnąłem.
Teraz było inaczej.
Obchodziło mnie to, co o mnie myśli. Nie chciałem jej skrzywdzić. Wcześniej nie miałem tego typu problemów bo jedyne na czym mi zależało to seks.
Nie wiedziałem, że związki stają się bardziej skomplikowane, kiedy zależy ci za bardzo.
Wcześniej zależało mi tylko na seksie i na tym co mogło uspokoić mnie po ciężkim dniu w pracy.
Teraz mam jaja napięte jak sam skurwysyn, zranione ego i psychicznie nadwyrężoną dziewczynę.
Jeszcze nigdy w życiu nie czułem się tak sfrustrowany seksualnie, tak bardzo odrzucony. Moje jaja mogły w każdej chwili eksplodować.
Wziąłem laptopa ze sobą schodząc po schodach, by dostać się do kuchni. Chciałem przegryźć coś podczas pracy.
Wybrałem jabłko przeglądając plany architektów, którzy zdawali mi swoje raporty odnośnie budynku w Irlandii. Położenie było obiecujące, zaledwie kilka przecznic dalej od Convention Centre w Dublinie.
Bardziej jednak podekscytowany byłem nowym budynkiem w Stanach, dokładniej w Nowym Jorku.
Był to sekretny projekt, o którym jeszcze nie wspominałem mojemu ojcu.
Kosztowało mnie to sporo kasy, ale z drugiej strony nie odczułem zbytnio uszczerbku na moim koncie bankowym.
Budynek jest wysoki na 222 metry, jego powierzchnia to 5500 metrów kwadratowych, znajduje się tam w przybliżeniu pięć wind obsługujących 65 pięter.
Większość moich nieruchomości jest duża, jednak ta bije je wszystkie na głowę.
Po przejrzeniu mejli od razu rozdzwonił się mój telefon, w efekcie czego rozmawiałem już z trzema klientami w przeciągu zaledwie piętnastu ostatnich minut.
W następny wtorek miałem być już w drodze do Irlandii i miałem ogromną nadzieję, że Victoria zechce pojechać ze mną.

***

- Dzień dobry, panie Malik.
Zmarszczyłem czoło widząc panią Conrad.
- Powinna pani jeszcze spać - zacząłem zamyślony.
- Jest już szósta rano, sir.
Wziąłem głęboki oddech, zamykając klapę laptopa i wstałem z krzesła. Nie lubiłem przebywać bez koszulki w jej obecności.
Czułem się, jakbym ją tym znieważał.
- Napije się pan kawy? - zapytała.
- Nie, dziękuję. Wrócę tu za pół godziny.
Kobieta zmarszczyła brwi, ale zaraz dotarła do niej realizacja moich słów.
- Oczywiście, proszę pana. Wszystko będzie gotowe, zanim pan wróci.
Skinąłem głową, ruszając w górę schodów by dostać się do mojej sypialni. Nie budząc Victorii od razu skierowałem się do garderoby.
Założyłem koszulkę i jakieś sportowe szorty, a chwilę później sięgałem już po swoją komórkę i słuchawki, które pomogłyby mi zachować kontakt z rzeczywistością.
Miałem tendencję do dawania sobie niezłego wycisku, kiedy nic nie zaprzątało moich myśli. 
Nie biegałem już od dłuższego czasu, a ze względu na moje palenie, powinienem poświęcić więcej uwagi na odbudowanie mojej sprawności fizycznej i wytrzymałości.
Kto wie co mogłoby mi się stać, minęły długie tygodnie od kiedy po raz ostatni moje ciało zmuszone było do jakiegokolwiek wysiłku.
Seks zazwyczaj załatwiał sprawę, ale przecież nie mogłem uprawiać seksu, no nie?
Nigdy nie spodziewałem się, że kiedyś nadejdzie taki dzień, w którym moje jaja napuchną tak bardzo, że aż chodzić nie będę mógł.
Zszedłem na dół i przywitałem czekającego już na mnie Marka skinieniem głowy. Minąłem go i od razu skierowałem się w kierunku klatki schodowej.
Wetknąłem słuchawki do uszu i włączyłem swoją playlistę. Rozgłaszając muzykę, przygaszałem otaczający mnie świat, zaczynając zbiegać w dół schodów, a Mark, jak każdy porządny ochroniarz, podążył tuż za mną.
Kiedy dotarłem na dziesiąte piętro czułem już jak mój oddech staje się nieregularny, ale to mnie nie powstrzymało. Adrenalina zaczynała budzić się do życia, a chłodne powietrze z zewnątrz odbiło się od mojej twarzy, kiedy tylko otworzyłem drzwi wyjściowe. To było przyjemne uczucie.
Nogi żyły własnym życiem biegnąc przed siebie, ale mój umysł miał inne plany, zadręczając mnie niepotrzebnymi myślami. Rozpraszały mnie tak bardzo, że nie czułem nawet swoich mięśni błagających mnie żebym przestał je katować.
Oddychałem coraz bardziej chrapliwie, ale nic nie mogło mnie powstrzymać.
Wbiegłem na szczyt wzgórza czując jak moje ciało błaga o odpoczynek, ale ja jeszcze nie skończyłem. Widok z samej góry był oszałamiający, zrobiłbym wszystko, żeby Victoria była tu ze mną.
Ciężko dysząc odwróciłem się za siebie odnajdując wzrokiem Marka, który mimo że ledwo żył, nadal silił się na obojętny wyraz twarzy.
Od razu sięgnąłem po telefon, by zrobić zdjęcie otaczającemu mnie widokowi.
Wschód słońca nad Londynem był czymś nie do opisania. Przez moment nawet czułem się dzięki niemu całkiem spokojny. 
Wysłałem zdjęcie Victorii i skierowałem się ponownie w dół wzgórza, by kontynuować swoją poranną przebieżkę. 
Byłem w połowie drogi, mijając akurat kilku biegaczy, kiedy muzyka w moich słuchawkach ucichła, ustępując miejsca dźwiękowi mojego telefonu. Łapiąc kilka głębokich oddechów, by uspokoić rozgrzane płuca, odebrałem połączenie.
- Malik!
- Dzień dobry, panie Malik.
Zmarszczyłem czoło. Była przecież sobota i Leigh nie było w pracy.
- Adriana - rzuciłem nadal walcząc z zadyszką.
- Dzwonili znowu z UNICEFu.
- Oddzwonię do nich.
- Oczywiście, sir. Wie pan coś o panie Donovay'u?
Ściągnąłem brwi i zatrzymałem się w miejscu, zdając sobie sprawę z tego że mój oddech robi się coraz bardziej nieregularny.
- Nie, kto to taki?
- Początkujący. Założył swój biznes dopiero w zeszłym miesiącu, więc jeszcze nie miał szansy na wykazanie się w tym przemyśle.
- Pewnie chce się umówić na spotkanie?
- Tak - odparła zwięźle.
- Jeśli uda ci się wcisnąć go gdzieś na jutro, albo na każdy inny dzień tygodnia, oprócz dzisiaj byłoby dobrze.
- Już się robi.
- Powiadom mnie, kiedy umówisz nas na spotkanie.
- Przekażę Leigh, żeby to zrobiła.
- Jeszcze coś?
- Nie, sir.
- Później wpadnę do biura - rzuciłem i rozłączyłem się, odwracając się przodem do Marka. Wyciągnąłem słuchawki z uszu, ale mój telefon ponownie się rozdzwonił, więc włożyłem je na swoje poprzednie miejsce.
- Malik.
- Zayn - zaczęła Victoria, na co zmarszczyłem czoło.
- Victoria, co się dzieje?
- Gdziekolwiek jesteś, potrzebuję cię tutaj. Masz gościa.
Bez czekania na moją odpowiedź rozłączyła się a ja tylko zamrugałem skonsternowany.
- Dzwoniła do ciebie Eve?! - zwróciłem się do Marka, odwracając się w jego stronę.
- Tak, sir.
- Kto tam jest?! - Nie umiałem kontrolować adrenaliny, który nadal buzowała w moich żyłach.
- Panna Christiansson, proszę pana - wyjaśnił ochroniarz, na co westchnąłem poirytowany.
Kurwa mać!
Suka trzymała się od mojego życia z dala, ale teraz postanowiła wszystko mi spierdolić.
Ja pierdolę!
Ile sił w nogach zwróciłem się w drogę powrotną do domu. Wybrałem skrót przecinając linie serwisowe kortu tuż za Hyde Parkiem, by szybciej dostać się do apartamentu.
Cały bieg zajął mi dziesięć minut, ale kurwa, byłem wykończony.
Dyszałem, jakbym zaraz miał wypluć płuca, więc od razu skierowałem się do windy. Zerknąłem na Marka, który idealnie odzwierciedlał to jak czułem się w środku. Był ledwo żywy.
- Jeśli zacznie mnie wkurwiać - urwałem, łapiąc postrzępione oddechy. - Wywal ją - bąknąłem.
- Oczywiście, sir - odpowiedział, dzięki czemu poczułem się trochę lepiej.
Gdy wreszcie wydostaliśmy się z windy, pchnąłem ciężkie mahoniowe drzwi. Odrzuciłem słuchawki i telefon na kanapę, a chwilę później dostrzegłem Kaylę siedzącą na kuchennym stołku. Victoria robiła coś przy wysokim blacie. Gdy tylko mnie zobaczyła momentalnie się rozluźniła, ale zaraz ponownie się spięła.
Zacisnąłem pięści wiedząc czego skutkiem jest jej zdenerwowanie.
- Co ty tu robisz?! - skarciłem Kaylę, a ona odwróciła głowę w moją stronę.
- Ciebie też miło widzieć - rzuciła sarkastycznie. - Dobrze wyglądasz.
- Wyjdź.
- Chcę z tobą tylko porozmawiać.
- Rozmawiałaś ze mną wczoraj i była to nasza ostatnia rozmowa. Nie jesteś już tu mile widziana.- Mój głos był niski i surowy. Wiedziała, że zawiniła, a poznałem to po jej spiętej sylwetce. - Spierdoliłaś swoją ostatnią szansę nie szanując mojej decyzji.
Dziewczyna spuściła głowę.
- Przepraszam.
- Wyjdź!
- Proszę pana, proszę dać mi wyjaśnić. Rozmawiałam z Tailą. Tą fizjoterapeutką, o której wczoraj wspominaliście na spotkaniu.
Zerknąłem na Victorię, a jej usta ułożyły się w cienką prostą linię.
- Co z nią? - syknąłem.
- Miała romans z Devonem.
Mimo, że temat był kuszący do wysłuchania, nie miałem zamiaru na to pójść. Mówiła prawdę, ale miała również niebywałe zdolności manipulatorskie. Robiła to tylko po to by zostać i umyślnie krzywdzić Victorię swoją obecnością.
- Musisz wyjść. Porozmawiamy o tym na kolejnym spotkaniu, a to odbędzie się nie wcześniej niż w poniedziałek.
Dziewczyna zawahała się.
- Ale to naprawdę ważne.
- Kayla! - zagroziłem. Mój głos rozniósł się echem po mieszkaniu, w efekcie czego obie, i ona i Victoria, aż się wzdrygnęły. - Wyjdź. Natychmiast.
Mój ton był tak oziębły, że ledwie sam go rozpoznawałem. Dziewczyna spuściła głowę i wyszła w ciszy.
Przez cały czas, kiedy szła do drzwi wstrzymywałem oddech. Wypuściłem go dopiero, gdy Mark zamknął za nią drewnianą powłokę. Sfrustrowany przeczesałem palcami swoje włosy.
- Ty ją wpuściłaś?! - zapytałem Victorię.
- Nie, sama się wepchnęła - odpowiedziała niepewnie, więc od razu nabrałem podejrzeń co do tego, co powiedziała jej Kayla.
- Co mówiła? - Zmrużyłem oczy uważnie badając ją wzrokiem, a ona tylko pokręciła głową.
- Nic.
- Kłamiesz.
Dziewczyna westchnęła głośno.
- Nie jest zbyt wstydliwa.
- Powiedz mi, co ci powiedziała - zażądałem łagodnie.
- Opowiadała tylko jakim byłeś uroczym dominantem - odpowiedziała z nutką rozdrażnienia w głosie.
- Nie wie kiedy się zamknąć, no nie? - bąknąłem bardziej do siebie niż do niej, sięgając po butelkę wody do lodówki.
- Powiedziała mi również - zaczęła, powoli okrążając wysepkę kuchenną, kiedy akurat napełniałem swoje usta wodą. - Jak bardzo jej się podobało, kiedy pieprzyłeś ją dokładnie na tym blacie.
Zakrztusiłem się wodą, a ona uniosła swoje brwi uważnie mi się przyglądając.
- Przykro mi..
- Myślisz, że mówiła prawdę? - zapytała Victorią, ignorując moje próby przeprosin i to o czym przed chwilą gadaliśmy. Szybko pozbierałem się do kupy.
- O Tailii i Devonie?
Skinęła głową.
- Wie, że mnie się nie okłamuje.
- Ale tak jakby nie do końca cię też słucha - rzuciła z uniesioną brwią. - Nie podobał mi się sposób w jaki na ciebie patrzyła.
- Znowu będziemy o tym rozmawiać?
Rozdrażniona pokręciła głową.
- Nic nie rozumiesz.
Czego znowu nie rozumiem?!
- Victoria! - zawołałem, kiedy kiedy wyszła z kuchni. Wyrzuciła tylko ręce w powietrze z przesadnym charakterkiem, a mnie aż zaświerzbiła ręka, żeby ukarać ją za takie zachowanie.
- Co!
W oddali słyszałem mój dzwoniący telefon, ale go zignorowałem.
- Słuchaj, przykro mi, że powiedziała ci to wszystko.
- Nie o to chodzi. Ty po prostu w ogóle niczego nie rozumiesz!
Zgromiłem ją wzrokiem, czując jak kończy się moja cierpliwość.
- Może gdybyś zaczęła ze mną rozmawiać i powiedziała mi z czym masz problem, wreszcie bym zrozumiał - syknąłem i podszedłem do kanapy, sięgając po swoją komórkę.
- Malik. - Nie spuszczałem wzroku z Victorii, a ona skanowała mnie wzrokiem równie uważnie jak ja ją.
- Adriana. - Poirytowany zmarszczyłem czoło. - Lepiej, żeby to było coś ważnego.
- To jest ważne, sir. Dostał się pan do rankingu pięćdziesięciu kawalerów roku Forbesa. Zajął pan drugie miejsce. Och, no i jest pan w dziesiątce najmłodszych miliarderów na miejscu pierwszym! Kolejny raz! - brzmiała na podekscytowaną, ale ja nie zakładałem swoich firm, żeby wygrywać jakieś pierdolone rankingi w gazetach.
- Dziękuję za informacje, Adriana. Zadzwonię do ciebie później. Jestem aktualnie zajęty. - Rozłączyłem się i ruszyłem w stronę Victorii.
- Weź ze mną prysznic. - To był raczej rozkaz niż prośba, ale ta jej pieprzona fobia zaczynała mi już działać na nerwy. Złapałem ją za dłoń i mimo, że nie stawiała protestów, wiedziałem, że ociąga się w tyle, gdy szliśmy w górę schodów do naszej sypialni.
Po drodze zebrałem kilka czystych ręczników, a po chwili weszliśmy do przestronnej łazienki.
- Przestań. Nic ci się nie stanie.
- Łatwo ci mówić. - Zmarszczyła brwi.
Z takim samym wyrazem twarzy odsunąłem się od niej i zbliżyłem się do kabiny by odkręcić wodę. Kiedy ponownie stanąłem twarzą do niej, okazało się, że nie ruszyła się z miejsca. Nadal stała tam gdzie poprzednio. Wyglądała na spłoszoną, dokładnie jak za pierwszym razem. Tak strasznie się wtedy obawiała...
Teraz też była niepewna, ale lubiłem myśleć, że chociaż na krótki czas udało mi się ją z tego wyleczyć, dopóki znowu nie pojawił się ten skurwiel, Devon.
- Chodź tutaj. Przecież już widziałem cię nago.
Spuściła głowę.
- Nie mogę - rzuciła bardziej spiętym głosem.
Czyżbym uderzył w czuły punkt?
Sięgnąłem do jej nadgarstka, by przyciągnąć ją bliżej, ale się zawahała.
- Zayn, proszę cię.
- Nic się nie stanie. Obiecuję.
Już wcześniej walczyłem z tą jej fobią i udało mi się przez nią przebić. Nie wiedziałem jednak jak pójdzie mi tym razem, bo Victoria była wyjątkowo upartą osobą.
Co jeśli nie mam już takiej cierpliwości jak wcześniej?
Chwyciłem za końce jej koszulki, a ona momentalnie zrobiła krok w tył.
- Zaraz do ciebie dołączę.
Przeciągnąłem swoją koszulkę przez głowę, a ona przygryzła dolną wargę, odsuwając się lekko.
- Weź ze mną prysznic, skarbie - rzuciłem zaczepnie, uśmiechając się zadziornie, na co zmarszczyła lekko nos.
Ściągnąłem swoje spodenki do ćwiczeń, zostając w samych bokserkach, podczas gdy ona stała tam nadal w pełni ubrana. W pełni ubrana, czyli w mojej koszulce, która sięgała jej przed kolana. Lubiła w niej spać.
- Jeśli do mnie nie dołączysz to wciągnę cię tu siłą.
Po zdjęciu bokserek i zobaczeniu, że dziewczyna nadal nie miała najmniejszego zamiaru się rozebrać, podszedłem do niej i przerzuciłem ją sobie przez ramię.
Pisnęła podekscytowana i zachichotała głośno. Uwielbiałem jej śmiech.
- Odstaw mnie na ziemię.
Zignorowałem ją, otwierając drzwi kabiny prysznicowej.
- Świecisz mi tyłkiem zaraz przed twarzą - zaprotestowała, a ja zaśmiałem się cicho, odstawiając ją na posadzkę, po uprzednim zamknięciu szklanych drzwi.
Woda momentalnie zaczęła otulać jej ciało, a ona zachłysnęła się powietrzem czując jej parzącą temperaturę.
- Przykręć trochę!
Uśmiechnąłem się, odrobinę zmniejszając temperaturę.
Po chwili w końcu zdecydowała się zdjąć swoją przemoczoną koszulkę i majtki, by stanąć przede mną cudownie naga.
Boże, te wszystkie rzeczy, które zrobiłbym jej samym językiem... Sięgnąłem po żel i spieniłem go swoimi dłońmi.
- Odwróć się - poleciłem ochryple, a ona momentalnie mnie posłuchała.
Dobrze.
Położyłem dłonie na jej ramionach, przyciągając ją nieco bliżej mojego ciała, po czym zjechałem nimi w dół jej rąk zostawiając na nich przyjemną pianę.
Chwilę później moje palce ponownie masowały jej ramiona, by przenieść się na jej klatkę piersiową. Właśnie wtedy jej oddech stał się bardziej nieregularny.
- Zayn..
- Ćsiii...
Moja dłoń łagodnie przesunęła się po jej piersi i czułem oszałamiającą potrzebę ściśnięcia, albo nawet objęcia tego, co kiedyś należało do mnie. Przesuwałem palce niżej, aż napotkały one bliznę, którą zostawił na niej Devon, po czym łagodnie musnąłem jej kark ustami.
- Czemu zawsze bierzesz takie gorące prysznice? - zapytała.
Jeśli mam być szczery rozmowa była ostatnią rzeczą, na którą miałem wtedy ochotę, ale wiedziałem, że to był jej sposób na odwrócenie swojej uwagi od moich dłoni chwytających za jej biodra.
- Bo są relaksujące. Pomagają mi zachować luz.
- Luz?
Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Nie chcesz wiedzieć.
- Och. - Konsternacja w jej głosie była bardziej niż widoczna, a ja nie mogłem przestać się uśmiechać.
- Skończone.
Sięgnąłem po szampon na jednej z wewnętrznych półek i wycisnąłem jego niewielką ilość na dłoń, by umyć swoje włosy.
- Zrobiłeś sobie nowy tatuaż? - zapytała Victoria.
Uniosłem kącik ust w półuśmiechu rozsmarowując pachnącą substancję na mojej głowie, po czym zbliżyłem się do strumienia wody by wypłukać mydliny.
- Kilka.
Czułem jak palcami kreśli linie nowo wytatuowanego pistoletu na moim biodrze. Otworzyłem oczy i zbijając ją z pantałyku, objąłem jej twarz i pocałowałem mocno.
Nie wiedziała co się dzieje, więc kilka sekund zajęło jej zdanie sobie sprawy z sytuacji. Co mnie jednak zaskoczyło to fakt, że po tym gdy odpowiedziała na mój pocałunek, zaczęła mnie od siebie odpychać.
Widziałem już wcześniej ten wzrok.
Podniecenie.
Potrzeba seksu.
Pożądanie rozświetlało jej tęczówki, ale coś wyraźnie ją blokowało.
- Kayla znała już Waliyhę? - zapytała znienacka, na co zmarszczyłem czoło.
- O czym ty mówisz?
- Przedstawiłeś ją Dwayne'owi, ale nie Kaylii.
Westchnąłem pod nosem.
- Tak, znały się.
Po jej wyrazie twarzy widziałem, że próbuje rozgryźć to co właśnie usłyszała.
- Kayla poznała się tylko z moją matką i Waliyhą - wyjaśniłem ostrożnie. - Wpadły raz bez zapowiedzi, kiedy była u mnie akurat Kayla. Normalnie zaraz bym ją odesłał, ale wtedy byłem trochę bardziej pokojowo nastawiony.
- No tak. Kochałeś ją?
Wywróciłem oczami.
- Nie cierpię jej, Victoria.
- Ale wtedy..Pytałam, czy wtedy ją kochałeś, kiedy nie było jeszcze mnie.
- Nie. - Pokręciłem głową. - Wtedy nie wiedziałem nawet co to jest miłość.
To prawda.
Victoria przytaknęła lekko, nadal wyraźnie zamyślona, ale po chwili milczenia objęła moją twarz dłońmi i wpiła się w moje usta.
Moje dłonie robiły co chciały nie zważając na konsekwencje. Błądziły po jej ciele odkrywając każdy jego centymetr, zjeżdżając w dół jej talii.
Czułem ją tak blisko siebie, że to niemal bolało. Pragnąłem czegoś więcej, niż tylko tego jebanego pocałunku.
Przycisnąłem ją do ściany prysznica, a ona jęknęła kiedy jej plecy dotknęły zimnych płytek. Lekko przygryzłem jej dolną wargę słysząc miękkie dźwięki wydobywające się z jej rozchylonych ust.
Przeciągałem tę chwilę, chociaż moje całe wnętrze wrzeszczało, żebym tego nie robił. Odsunąłem się od niej, zanim całkiem straciłem nad sobą panowanie.
- Nie zmuszaj się - bąknąłem z trudem łapiąc oddech.
Uśmiechnęła się do mnie z dołu, a ja czułem jakby między nami widniała jakaś niewidzialna ściana nie do przebicia.
- Zostajesz jeszcze? - zapytałem, uchylając szklane drzwi. Victoria skinęła potakująco i wydawała się nazbyt milcząca. Zamknąłem za sobą szklaną płytę i sięgnąłem po ręcznik. Osuszyłem twarz i resztę ciała, na końcu przewieszając materiał przez biodra, by udać się do garderoby po jakiś garnitur.
Usta nadal mrowiły mnie od jej warg.
Ciało rozbudziło się do życia.
Gdyby nie ta jej fobia bzyknąłbym ją tam od razu.
Boże, tak strasznie ją kochałem.
Kiedy zdążyłem już całkiem się osuszyć i przebrać do pomieszczenia weszła Victoria. Była w samym ręczniku i miałem nadzieję, że zdawała sobie sprawę z tego jak kurewsko seksownie wyglądała.
- Zazwyczaj nie pracujesz w soboty - powiedziała, sięgając po pilota by otworzyć jedną z szafek.
- Muszę nadgonić z robotą. - Wzruszyłem ramionami.
Zaplotłem ręce na piersi i oparłem się plecami o drzwi szafy za mną. Z diabelskim uśmiechem obserwowałem jak wije się nieporadnie, by założyć majtki nie ściągając przy tym ręcznika.
- O której kończysz? - zapytała.
- Spędzę tam tylko połowę dnia. No chyba że wyskoczy coś niespodziewanie ważnego, ale w południe mam sesję z doktor Calvert - wyjaśniłem.
- Trochę się denerwuje tą całą wizytą u psychiatry - powiedziała, szybko zapinając swój biustonosz i naciągając na siebie czystą koszulkę.
- Dasz sobie radę.
- Nie wiem. Nie lubię gadać z ludzi na te tematy. - Popatrzyła na mnie prostując swoją sylwetkę, by założyć spódnicę.
- Victoria, to normalne, że tak się czujesz - zapewniłem. - Chodź, wysuszę ci włosy.
- Serio?
Poprowadziłem ją do sypialni i usadziłem tuż na przeciwko lustra, sięgając po suszarkę.
Przypatrywała się wszystkiemu z niemałą konsternacją.
- Robiłeś już to kiedyś - rzuciła mrużąc lekko oczy, ale nie odpowiedziałem. - Dobrze ci idzie.
Częścią bycia dominantem było dbanie o swoją uległą. Nazywaliśmy to po-troską.
Mimo, że uwielbiałem seks i kary to cieszyłem się widząc moją uległą zrelaksowaną i z czasem coraz bardziej mi ufającą.
W połowie suszenia rozległ się dźwięk mojej komórki, więc przeprosiłem grzecznie i wyszedłem na balkon.
- Malik.
- Zayn, tu Darren. Jak się masz, stary?
 Uśmiechnąłem się.
- Darren. A dobrze, wszystko po staremu. Dawno się nie odzywałeś. Jak się sprawy mają?
- Dobrze, dobrze... Doszły mnie słuchy, że inwestujesz w kilka nowych projektów.
Uniosłem brew.
- Już to kiedyś słyszałem. Co teraz ci chodzi po głowie?
Po drugiej stronie słuchawki rozległ się ochrypły chichot.
- Jak zwykle, bez owijania w bawełnę. Ja i kilku moich partnerów biznesowych tworzymy sztuczną wyspę.
Wywróciłem oczami.
- Jeszcze ci się to marzy?
- Hej, jestem deweloperem, nie marzycielem. Nowa kultura, nowe miasta, nowe związki chemiczne. Nowe plaże. Tylko pomyśl ile nowych rzeczy możesz tam wcisnąć. Wiesz co ci powiem? Zadzwoń do mnie, kiedy się zastanowisz i może wtedy coś wykombinujemy.
Uśmiechnąłem się połowicznie.
- Tak. Oddzwonię od ciebie w tej sprawie. Teraz mam kilka innych rzeczy na głowie.
Na przykład, jak tu przelecieć moją dziewczynę, zanim rozsadzi mi jaja przez to jak niezamierzenie droczy się z moim kutasem.
- Okej, pogadamy później. Mam nadzieję, że jakoś cię złapię.
Nie chciało mi się już odpowiadać, więc po prostu się rozłączyłem.
Ponownie wszedłem do sypialni, kiedy Victoria akurat związywała włosy frotką. Zbliżyłem się do niej ściągając gumkę z jej włosów.
- Rozpuszczone. Zawsze noś rozpuszczone - bąknąłem, a ona westchnęła odbierając ode mnie frotkę.
- Przeszkadzają mi.
- Ale są piękne. - Cmoknąłem ją w policzek, po czym zerknąłem na swój zegarek.
- Lepiej będę się już zbierał - powiedziałem bardziej przygnębionym głosem, niż miałem to w zamiarze.
- Jadłeś śniadanie?
- Zjem coś w drodze do pracy. - Wzruszyłem ramionami.
- Zostań.
- Skarbie, nie mogę.
Zaczepnie wydęła usta, na co objąłem jej twarz dłońmi.
- Kocham cię - szepnąłem, pocierając swoim nosem o jej.
Nigdy nie będę miał dość tego uczucia. Tego szczęścia, które mnie wypełniało, kiedy patrzyłem głęboko w jej przepiękne oczy.
Kurwa, gdybym wiedział, że to właśnie znaczy kogoś kochać już dawno przemierzyłbym cały świat, żeby tylko wcześniej ją odnaleźć.
Lekki róż pojawił się na jej policzkach, kiedy nieśmiało się uśmiechnęła.
- Ja kocham cię bardziej. Widzimy się na lunchu?
Przytaknąłem jej i skierowałem się w stronę drzwi.
- Czekaj, Zayn. - Odwróciłem się na pięcie, a ona uśmiechnęła się szerzej. - Podoba mi się to zdjęcie, które mi wysłałeś. Jest naprawdę ładne.

***

- Adriana! - warknąłem.
Po chwili Adriana pojawiła się w moim gabinecie, a ja zamknąłem swojego laptopa i wstałem zza biurka by podejść do jednej z szafek na dokumenty.
- Tak?
- Będzie Leigh?!
- Ma dzisiaj wolne.
Otworzyłem szafkę i wyjąłem z niej dokumenty podnosząc na wysokość wzroku dziewczyny. 
- Prosiłem ją wczoraj, żeby poukładała je w porządku alfabetycznym. Te są nadal nie ruszone.
- I to wszystko? - Popatrzyła na mnie, jakbym robił aferę z niczego.
Rzuciłem papiery na biurko a ona uniosła swoje ściągnięte brwi.
- Możesz mi wytłumaczyć czemu wszystkie są zeschnięte i pachną kawą?!
Westchnęła prawie w bólu, widząc jak dobrze znoszę sytuację. 
- Jestem pewna, że to był wypadek - ledwo szepnęła.
Sam byłem zaskoczony, że nie urwałem jej głowy gdy tu tylko wlazła.
- Jeszcze wczoraj je sprawdzałem i wszystko było okej, teraz są całe posklejane. Co ja mam z tym teraz do cholery zrobić?! To ważne akta! Teraz jednej kartki nie można oderwać od drugiej, już nie wspomnę o tych plamach! 
- Zayn, zajmę się tym. Jestem pewna, że to był zwykły wypadek.
- To samo mówiłaś o poprzedniej stażystce. 
- Ona naprawdę się stara.
- Wysyłała niedwuznaczne zdjęcia ze swojego firmowego mejla. To nazywasz profesjonalizmem?
Adriana wywróciła oczami, podchodząc do biurka, by podnieść zniszczone dokumenty. 
- Ja się nią zajmę. - Zerknęła na zegarek na swoim nadgarstku i wręczyła mi moją walizkę. - I tak powinieneś już iść.
- Nie mogę teraz wyjść. - Zgromiłem ją wzrokiem.
- Ma pan spotkanie, sir. Podejrzewam, że jest dość ważne, poza tym wszystko mam pod kontrolą.
Westchnąłem i wsunąłem laptopa do walizki. 
- Lepiej dla niej, żeby jutro była tu z samego rana.
Adriana podniosła słuchawkę i jak dobra suka, którą jest poleciła Markowi by podstawił auto pod drzwi wejściowe.
- Miłego dnia, Zayn. Przysięgam, że mam wszystko pod kontrolą.
Popatrzyłem na nią sceptycznie.
- Żebym tylko tego nie żałował.
- Masz moje słowo. - Uśmiechnęła się, ale moja twarz pozostała niewzruszona.
- Widzimy się jutro. Zadzwoń jeśliby się coś działo.
- Oczywiście.
Przeszedłem przez biuro, a pracownicy których mijałem wydawali się dopiero co rozbudzeni moją niespodziewaną obecnością. 
Wszedłem do windy i zacząłem zastanawiać się nad pewną sprawą. Zawsze przed spotkaniem z tą doktorką czułem się roztrzęsiony, poirytowany, a może nawet zdenerwowany.
Samo to, że musiałem mówić komuś o moich problemach sprawiało mi kłopot. Nie kłopotało mnie jednak mówienie o problemach Victorii, obawiałem się jedynie jej reakcji. 
Moja przeszłość wywarła na nas duże piętno i nie chcę, żeby to się jeszcze pogłębiło. 
Wyszedłem z windy, przemierzając białe, marmurowe posadzki i kierując się prosto do wyjścia, gdzie czekał już na mnie Mark i Walter. 
Mark wyszedł mi na przeciw, odbierając ode mnie walizkę, za co mu podziękowałem, a ja zająłem miejsce na tylnej kanapie w samochodzie. 
- Wydajesz się co raz bardziej i bardziej zestresowany.. 
- Jezus, Victoria! - Zaczęła nieśmiało chichotać, ale ja nie potrafiłem się uśmiechnąć ani w sumie zrobić czegokolwiek po tym jak mnie wystraszyła. 
Byłem po prostu za barzdo poirytowany. Nawet nie wiedziałem dokładnie co jest ze mną nie tak. 
- Co ty tutaj robisz? – zapytałem , a jej uśmiech momentalnie przygasł. 
- Zadzwoniłam do Marka zapytać czy może po mnie wpaść zanim skończysz pracę – wyjaśniła stonowanym głosem. Uśmiechnąłem się lekko ale nawet to nie było dla niej wystarczająco przekonujące. 
- Jak tam w pracy? – próbowała nawiązać rozmowę, ale tylko westchnąłem pod nosem. 
- W porządku. 
Jej twarz złagodniała, ale powodem tego było raczej zmartwienie.. Nie powinna się o mnie niepokoić. 
- Wszystko dobrze? 
- Nie martw się, Victoria. Mark, jedź! – rzuciłem mu gniewne spojrzenie. 
- Zayn. – Usłyszałem prośbę w jej głosie, ale nie chciałem nawet na nią spojrzeć. Nie chciałem widzieć ani słyszeć jej sprzeciwów, gdy miałem swoje dziwne odrzuty w zachowaniu. Próbowałem wyrwać się z tego stanu nieważkości, ale siedziałem w tym już do połowy. Czułem żal, rozgoryczenie tym, że wybrała mnie, bo przecież mogłaby mieć każdego innego, kto traktowałby ją o niebo lepiej ode mnie.
Albo… 
Mogłem również wybuchnąć, dać ujście emocjom. Nie chciałem jednak tego robić. Nienawidziłem jej straszyć i wiedziałem jak to może na nią wpłynąć. Równie dobrze mogłem cierpieć. Miejmy nadzieję, że ten wybór będzie sprawiedliwy. 
- Jesteś na mnie zły? – zapytała. Zamknąłem oczy żeby się uspokoić i wziąłem głęboki oddech. 
- Nie, kochanie. 
- Wiem, że nie lubisz niespodzianek ale.. 
- Victoria – przerwałem jej w połowie żeby nareszcie stawić jej czoło. 
– Nie chodzi o ciebie – szepnąłem spokojnie. 
- Ale... 
Do kurwy nędzy. 
- Victoria, proszę cię.. - urwałem, żeby nie powiedzieć kilku niepotrzebnych słów. – Bądź cicho przez kilka sekund. 
Westchnęła i pokiwała głową. Zgodnie z moimi przewidywaniami zacząłem czuć potworny żal i poczucie winy. Miałem ochotę przytulić ją i przeprosić za to jaką bezduszną cipą jestem, ale moje gesty były nieprzewidywalne. Chciałem być dla niej lepszy, ale nie umiałem. Wszystko co mogłem jej zaoferować to pieniądze. Nie mogłem jej dać nic dobrego oprócz nich.
Zasługiwała na kogoś lepszego, ale byłem zbyt dużym egoistą, żeby pozwolić jej odejść.
Samochód się zatrzymał, a ja wróciłem myślami do rzeczywistości. Wysiadłem z auta i otworzyłem Victorii drzwi. Niepewnie złapała mnie za rękę , a ja zacieśniłem uścisk moich palców wokół jej dłoni. 
Wiedziałem, że była zdenerwowana, a moja głupota jeszcze to pogorszyła. 
Kurwa, zajebiście, Zayn. 
Wprowadziłem Victorię do znajomego, białego budynku, ale ona niechętnie ociągała się w tyle. 
- Dzień dobry, panie Malik. Jak się pan miewa? - Brooke Lyons, recepcjonistka powitała mnie z entuzjazmem na co westchnąłem z irytacją. 
- Dobrze – rzuciłem. Przygryzła wargę i uśmiechnęła się kiedy zauważyła Victorię ale przerwałem jej zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć. 
- Jest już gotowa? 
- Uh... – Usłyszałem jej wahanie. Zastukałem palcami w blat biurka, kiedy kobieta wstała i podążyła do pokoju tajemnic. 
- Wchodzimy razem? - zapytała cicho Victoria. 
- Jeśli chcesz. Ale nie musimy tego robić. 
Wolałbym nie, ale chciałem usłyszeć jej opowieść. 
- Możemy to zrobić osobno? 
- Doktor Calvert jest już gotowa, sir – przeszkodziła nam Brooke, więc wstałem otworzyć drzwi dla Victorii. 
- Victorio, jak miło cię znowu widzieć. 
Usłyszałem doktor Calvert zanim ją jeszcze zobaczyłem. 
- Zayn. Nic się nie zmieniłeś. – Uśmiechnęła się do mnie lekko, podchodząc do mini barku. - Coś do picia? – zapytała. 
Usiadłem na kanapie i wskazałem Victorii żeby usiadła obok. 
- Nie, dziękuje – wymamrotała Victoria. 
- Poprosiłbym wodę – powiedziałem szorstko.
- Więc... – Doktor Calvert przeszła przed nami, pochylając się nad swoim niesławnym biurkiem. – Słyszałam, że to podwójna wizyta. 
Pochyliłem się w pozycji siedzącej, opierając swoje nadgarstki na kolanach.  
- Mówi się, że kobiety mają pierwszeństwo, Re, ale Zayn wygląda na takiego, który desperacko potrzebuje natychmiastowej konsultacji. - Calvert uniosła wymownie swoje brwi. – W takim razie wizyta łączona? 
Dłonie mi drżały. Nie zdawałem sobie sprawy jak wiele dusiłem w sobie złości przez te ostatnie kilka tygodni. 
- Tak – odpowiedziała Victoria, na co momentalnie się skrzywiłem. 
- Nie – zaoponowałem, a ona westchnęła. 
- W porządku. Poczekam na zewnątrz. – Wstała, a ja przewróciłem oczami, bo wiedziałem, że była na mnie wkurzona. Nie chciałem jej tak potraktować, to wszystko przez tę całą frustrację.
Gdy tylko drzwi się zamknęły lekarka popatrzyła na mnie uważnie ze zmartwieniem w oczach. 
- Jak się masz, Zayn? Tylko szczerze. 
Podała mi szklankę z wodą, a ja od razu odstawiłem ją na mały stolik dzielący dwie kanapy umiejscowione na przeciwko jej biurka. 
- Czuję się odrętwiały – wymamrotałem. 
- Od dłuższego czasu nie widziałam cię w takim stanie. Jak tam w pracy? 
- Tak jak zazwyczaj. Stresująco, ale to pomaga mi oderwać się od innych myśli. 
Uśmiechnęła się ze zrozumieniem, a ja spuściłem głowę. 
- To chyba dobrze, prawda? Rozmawiałeś z kimś z członków swojej rodziny? 
Moje usta ułożyły się w coś w rodzaju uśmiechu, gdy skinąłem potakująco. 
- Powiedz mi, co cię dręczy. Zazwyczaj jesteś bardziej wylewny i chętny do współpracy. 
Westchnąłem zrezygnowany. Koniec ciszy. Czas zacząć mówić. 
- Ostatnio próbowałem stłumić w sobie tę złość i skupić się na innych rzeczach, takich jak na przykład zajmowanie się Victorią. 
- Sprawiało ci to jakieś problemy? 
Pokręciłem przecząco głową. 
- Ale wczorajszego wieczoru widziałem się z moim ojcem – urwałem, a ona przyglądała mi się z kamiennym wyrazem twarzy. 
Nienawidziłem kiedy posyłała mi tego typu spojrzenie. Przeszywała mnie wzrokiem. To sprawiało, że czułem się całkiem zdemaskowany. 
- Spotkania z twoim ojcem nie przebiegają zwykle zbyt miło.
Przytaknąłem ze zrozumieniem. 
- Po naszym spotkaniu ten gniew, który tłamsiłem w sobie tak długo wywarł na mnie dość duże piętno w przeciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin. Cieszę się, że moja wizyta przypada na dzisiaj, a nie dopiero w przyszłym tygodniu. 
- A co z Victorią? Nadal wpływa na ciebie pozytywnie? 
Głośno przełknąłem ślinę. 
- Nie wiem. 
Przechyliła głowę jakby próbowała wyraźniej zobaczyć kolejny obraz układanki. 
- Powiedz mi, dlaczego nie wiesz. Co dokładnie sprawiło, że czujesz się w taki sposób? 
Westchnąłem. 
– To się zaczęło w szpitalu, kiedy miałem najgorsze załamanie. Myślałem tylko o tym, jaki jestem dla niej beznadziejny. 
Bo zostawiłeś ją samą, skazując na osamotnienie, jak niektórzy to nazywają. Ty tępy chuju.
Zamknąłem oczy, żeby wszystko wokół zwolniło. 
- Od tamtego czasu, gdy docieram do punktu drastycznego spadku formy psychicznej, jakbym dotykał dna, wszystko, łącznie z Victorią, po prostu idzie na straty. Mój umysł zaczął działać tak negatywnie, że nie doceniam już nawet tego co mam. 
Skinęła głową, dając znać, że po części ogarnia meandry mojego popierdolonego łba. 
- Rozumiem. – Zmarszczyła brwi, notując coś czego nie do końca byłem pewny.  
- Chcę ci zadać kilka pytań. Wiem, że nigdy wcześniej tego nie robiliśmy, ale sądzę, że lepiej zacząć wcześniej, niż później. 
Skrzywiłem się. 
- Nie masz nic przeciwko? 
Dałem jej znać, żeby po prostu kontynuowała. 
- Ile godzin spałeś w nocy? 
Zmarszczyłem brwi. 
– Nie dużo. 
- Mógłbyś sprecyzować? 
Westchnąłem. 
- Obudziłem się w środku nocy i poszedłem popracować. Czasem zdarza się, że nie śpię w ogóle. 
- To interesujące... Czy czujesz się wyczerpany w ciągu dnia z powodu braku snu? 
Pokręciłem przecząco głową. 
- Dobrze. Opisz mi, co sprawia, że czujesz się szczęśliwy. Na przykład wtedy, kiedy byłeś z Victorią na Bora Bora. 
Uśmiechnąłem się lekko przez majaczące w mojej głowie wspomnienia. 
- Czułem się wspaniale. Zrobiłbym wszystko, żeby móc czuć się tak już zawsze.
Przytaknęła i pozostawała cicho, kontynuując swoje pisanie. 
- Porównałbyś te swoje spadki formy psychicznej do tego uczucia, tylko biorąc je dokładnie na odwrót?
Przytaknąłem, nadal milcząc. 
- A co z twoimi nadmiernymi wydatkami? 
Skrzywiłem się. 
- Mam dużo pieniędzy więc..
- Wiem, Zayn, i strasznie ci zazdroszczę, ale co dokładnie dałeś ostatnio na przykład Victorii lub twoim młodszym siostrom? 
- Kupiłem jej wczoraj kwiaty. I samochód kilka tygodni temu. Musiałem kupić jej jeszcze jednego Malik Cella, to chyba już trzeci, ale to nie był nieuzasadniony zakup. Nie zrobiłem tego impulsywnie. 
Ponownie skinęła w ciszy, a moja irytacja zdawała się coraz szybciej rosnąć. 
- Czujesz rozdrażnienie przez błahe rzeczy? 
Spiorunowałem ją wzrokiem. 
- Cały czas! 
- Ostatnie cztery pytania, chociaż i tak już znam na nie odpowiedź. Sześć miesięcy terapii, to wystarczająco dużo czasu, żeby móc wreszcie postawić diagnozę. 
- Co? – Skrzywiłem się, moja cierpliwość została wyczerpana do cna.

***

Tak szybko jak Victoria opuściła gabinet, mogłem poczuć jakby nowo narodzony człowiek stanął tuż obok mnie. Wydawała się szczęśliwsza, bardziej otwarta i kiedy złapałem ją za rękę, poczułem rozchodzące się w moim ciele dreszcze . 
- Dobrze poszła twoja wizyta? – zapytała, a ja zmrużyłem oczy uważnie jej się przyglądając. Mój umysł prawie wariował. 
- Tak, było jednak trochę... dziwne. A twoja? 
- Dziwne? Moja była w porządku. – Uśmiechnęła się, ale ja ciągle byłem zdezorientowany. 
- I co myślisz? Chcesz umówić się z nią na kolejne spotkanie? – zapytałem, a Victoria przytaknęła ochoczo.
- Oczywiście. Doktor Calvert chce zobaczyć się ze mną w przyszłym tygodniu, żeby ocenić moje postępy.
Skinąłem głową, nie będąc w stanie powiedzieć nic więcej. 
- Ona jest naprawdę miła. 
- Tak, jest – zgodziłem się. Jest też głupia skoro już postanowiła postawić mi swoją diagnozę. 
- Czuję się lepiej. 
- No skoro czujesz się lepiej... – Wysiliłem się na uśmiech, ale byłem zbyt rozkojarzony własnymi myślami. Nie mogę przecież być... To niemożliwe. Powiedziałaby mi to o wiele wcześniej. 
- Zayn. 
- Co mówiłaś? - Spojrzałem na Victorię, a ona się uśmiechnęła i zachichotała lekko. 
- Pytałam czy wszystko w porządku.
- Powiedziała mi coś czego nie do końca spodziewałem się usłyszeć. - Zmarszczyłem czoło. 
- Co? - Jej wyraz twarzy był pełen niepokoju i obaw. 
- Jestem bipolarny.

Rozdział współtłumaczony z boską @xVeronicaOther !!! Dzięki piękna! :D
__________________________________________________________
Oks kochani więc spieszę donieść iż kolejny rozdział pojawi się w niedzielę (22.06) bo tez jest strasznie długi więc pewnie też poproszę kogoś o współpracę :p
no i hahahhahahahahaha mój chłopak założył sobie twittera i po prostu chyba teraz kocha go bardziej ode mnie bo cały czas tam siedzi xD btw padłam ze śmiechu jak jedna z dziewczyn napisała mu po polsku że jeśli złamie mi serce ona złamie mu kark i on to sobie przerzucił w translatorze i powiedział że zakrztusił się ze śmiechu xD także chciałam powiedzieć tylko tyle że to było dobre xD mwahahha do następnego dziubaski xxxxx